Recenzja najnowszej książki Antonio Socci „La Profezia Finale” („Finałowe proroctwo”)
Christopher A Ferrara
Wprowadzenie
Wielokrotnie włoski katolik i intelektualista Antonio Socci szokował „główny nurt” katolicki ostrymi wypowiedziami. I nie inaczej jest z książką „Finałowe proroctwo”, która jest przede wszystkim listem otwartym do Franciszka. Mamy do czynienia z tekstem pod którym wrze ledwie ukrywana, ale w pełni uzasadniona furia z powodu zgubnych skutków tego, co Socci nazwał „bergoglianizmem” – mieszanka pobożności ludowej, lewicowej ideologii, pogardy dla ścisłego przestrzegania tradycyjnej doktryny i dyscypliny Kościoła, i kultu osobowości wywołanego i podtrzymywanego przez masmedia zachwycone papieżem, który, jak pisze Socci, wydaje się, iż „przystąpił do ataku na Kościół”, zamiast bronić go przed atakami.
„Przerażająca odpowiedzialność przed Bogiem”
Tytuł listu otwartego – „Przerażająca odpowiedzialność przed Bogiem” – nadaje ton zjadliwemu oskarżeniu całego pontyfikatu, który, właśnie z powodu jego wrogości do Tradycji, cieszy się „nieznośnym ogólnym podziwem mediów, a przede wszystkim laicystów i wrogów Chrystusa, którzy propagują prawdziwy kult osobowości” (s. 92).
Franciszek, mówi Socci, promuje błąd „czystego” chrześcijaństwa (cytując Andreasa Hoffera), „rodzaj ‚superchrześcijaństwa, co ma oznaczać, że „jest dużo lepsze od samego Jezusa Chrystusa”, bo uważa, że „nie wystarcza już miłować grzesznika… Trzeba nawet kochać grzech” (s. 98). Nie bez powodu ironicznie zatytułowany „Synod o rodzinie” szeroko degradowano jako „Sin-Nod” i „Synod przeciwko rodzinie”.
W sumie, Socci twierdzi, Franciszek zaangażował się w „unieważnienie ekstremalnego wroga i fabrykację wewnętrznego wroga” – nie modernistów, a obrońców Wiary w całej integralności, z których Franciszek zwyczajowo szydzi i kpi jako z „rygorystów i fundamentalistów” (s. 99). Socci żąda, żeby w „dyktaturze relatywizmu” opłakiwanej przez Benedykta XVI, która „teraz skonsolidowała się na Zachodzie”, katolików którzy jej się sprzeciwiają, „chłostano rózgami i marginalizowano na najważniejszym spotkaniu Kościoła: a to mamy robić my”.
Ale, kiedy przed Kościołem stoi apokaliptyczny punkt zwrotny wydarzeń w kwestii duchowej, Franciszek wydał encyklikę o ekologii, zajmując się „segregacją odpadów i nadużywaniem plastykowych butelek i klimatyzatorów”. Socci pyta: „Czy jesteś pewien, że taka jest reakcja Namiestnika Chrystusa, jaką powinien wykazywać wobec prawdziwego apokaliptycznego kryzysu duchowego…?”
Socci przedstawia listę szczegółów dotyczących tego oskarżenia pod serią nagłówków przedstawiających różne aspekty Bergogliańskiego programu.
Bergogliański chaos
Pod nagłówkiem „Chaos” Socci opisuje bezprecedensowy charakter „Jubileuszu Miłosierdzia”, pierwszego jubileuszu w historii Kościoła, który „nie uwzględnia pamięci o ziemskim życiu Jezusa… [i] celebruje tylko wydarzenie kościelne: 50 lat od II Soboru Watykańskiego” (s. 108).
„Miłosierdzia” – pisze Socci – „nie wymyślono w 2013”, ale to wydarzenie – z tysiącami „drzwi miłosierdzia” i żadnymi wyrażnymi wymogami zdobycia odpustu zupełnego, wydaje się sugerować (cytując Sandro Magister) całkowite unieważnienie grzechu, bez żadnej podpowiedzi umorzenia późniejszej kary. Słowo ‚kara’ to kolejne ze słów które zniknęły (s. 113). Nawet wezwanie do pokuty i nawrócenia „odkłada się na bok bo Ty – jak powiedziałeś publicznie – nie życzysz sobie nikogo nawracać, a prozelityzm uważasz za bzdurę”.
Socci powołuje się na homilię Franciszka z 8 grudnia 2015, kiedy zadeklarował jak złe jest twierdzenie o Bogu, „że grzesznicy są karani Jego sądem, a zamiast tego iż mają wybaczenie dzieki Jego miłosierdziu”. Wrażenie, że Bóg „ułaskawił wszystko ‚a priori’, i że nie jest konieczna nawet zmiana swojego życia”. Socci pisze, że sam nasz Pan ubolewał nad tym „strasznym oszukiwaniem siebie” w objawieniu zapisanym przez św. Brygidę Szwedzką, kiedy powiedział jej, że fundament Kościoła na Wierze został osłabiony, „bo każdy kto wierzy we mnie i głosi miłosierdzie, a nikt nie głosi i nie wierzy w to iż to ja jestem sprawiedliwym sędzią… Nie pozostawię bezkarnym najmniejszego grzechu, ani najmniejszego dobra bez nagrody „.
Socci pyta: „Ale dlaczego Twój pontyfikat przybrał taki obrót?” Pozostała część listu otwartego przedstawia dowody na to co według niego jest odpowiedzią na to pytanie, i odpowiedź nie może być bardziej wybuchowa:
„…Zamiast zwalczać błędy (i niektórych błądzących), ty postanowiłeś zwalczać Kościół… Chciałbym Ci przypomnieć, że Kościół jest oblubienicą Chrystusa, za którą został ukrzyżowany, i sługą który od Króla otrzymał zadanie obrony pro tempore. Jego oblubienica nie może poniżać go na placu publicznym, traktując go jak niesforne dziecko… Konieczne jest klękanie przez Panem, a nie przed gazetami” (s. 119-120).
Wywrotowy synod
Pod nagłówkiem „Dezorientacja” Socci przygląda się burzliwemu Synodowi, który słusznie nazywa „śmiertelnym atakiem na rodzinę i na sakrament Eucharystii, który systematycznie… przenoszono przez watykańskie spotkanie”, któremu „pomagano przez dwa lata obalać wieczne Magisterium Kościoła”, i który „promował ten kto powinien być kustoszem i obrońcą tej nauki”. (s. 126)
Socci cytuje opinię kard. Pella, że Synod był „wojną teologiczną”, w której nierozwiązalność małżeństwa była jak flaga do zdobycia w „bitwie między tym co zostaje z chrześcijaństwa w Europie i agresywnym neopogaństwem. Wszyscy adwersarze chrześcijaństwa chcą by Kościół skapitulował w tej kwestii”.
Ale, pisze Socci, mimo że Franciszek „powinien stanąć na czele oporu wobec sił chcących kapitulacji Kościoła, to każdy – z jeszcze większymi dowodami i siłą – widział Cię szefującego frakcji rewolucyjnej” (s. 126-127). Dlatego Ross Douthat z New York Times mógł napisać: „w tej chwili pierwszym spiskowcem jest sam papież”. Nic dziwnego, zauważa Socci z niesmakiem, nawet Newsweek zamieścił główny artykuł zatytułowany
„Czy papież jest katolikiem?” – pytanie którego nigdy nie stawiano Twoim poprzednikom, i nigdy żaden katolik by go nie postawił, ale w Tobie mamy papieża, który, jak poinformował znany świecki dziennik [La Repubblica], zadeklarował dosłownie: ‚Katolicki Bóg nie istnieje’”. W tym samym duchu The American Spectator pokazał Franciszka „siedzącego na demolującej kuli, która zamieniła w pył budynek [wieżę kościoła]” (s. 124).
Meteorologiczny papież?
Pod nagłówkiem „Obsesja o klimacie” Socci przeciwstawia apokaliptyczny upadek wiary i moralności na całym Zachodzie niewytłumaczalnej obsesji papieża na punkcie rzekomej „apokalipsy klimatycznej”. Pytanie Socciego jest dewastujące: „Czy Kościół naprawdę potrzebuje klimatycznego i meteorologicznego papieża?” (s. 131) Zauważając, że „nie ma pewności naukowej, by bezspornie dowieść, że obecna katastrofalna zmiana klimatu jest i że przypisuje się ją działalności człowieka” – Socci mówi do Franciszka:
Ale Ty, Ojcze Święty, który zawsze jesteś daleko od dogmatów Kościoła, bezkrytycznie zajmujesz się absurdalnymi dogmatami ekologicznymi… wygłaszając nieczułe wyznanie wiary o tej absurdalnej ideologii klimatycznej… [To] jest niewłaściwe i śmieszne, żeby papież czynił klimat i środowisko (którym poświęcił pierwszą napisaną przez siebie encyklikę) istotą jego nauki… Pan nie powiedział: „Nawracajcie się i wierzcie w globalne ocieplenie”, a raczej: ‚Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię’, i nigdy nie nakazał: ‚Segregujcie swoje śmieci’, a raczej „Idźcie i chrzcijcie wszystkie narody’” (s. 134).
Palącym wnioskiem Socciego (cytując artykuł Riccardo Cascioli) jest to, że „Odnosi się wrażenie, że fundamentalny przekaz Kościoła uległ zmianie: ‚od zbawiciela ludzi do zbawiciela planety’”.
Lwy, tygrysy i niedźwiedzie
Pod nagłówkiem „Niepokojący pokaz” Socci krytykuje niedorzeczny i skandaliczny ekologiczny pokaz świetlny rzucony na fasadę św. Piotra nie w innym dniu jak w Święto Niepokalanego Poczęcia. Zatytułowany Fiat Lux (Niechaj się stanie światłość), pokaz był „szyderczym wyzwaniem i parodią Ewangelii, w której wyrażenie to pokazuje akt Twórcy, a potem utożsamia Światło którym jest Chrystus, który przyszedł by oświetlić ciemności”.
Wypełniony obrazkami zwierząt a pozbawiony nawet słowa o chrześcijańskim symbolizmie, ten pokaz przedstawia całkowite odwrócenie przekazu Ewangelii: „świat rzuca swoje światło na zanurzony w ciemności Kościół. I dzieki temu pokazowi Kościół dostaje światło świata” (s. 138). I kiedy ten obraz świata rzucono na bazylikę, która stoi w sercu Kościoła, światło w szopce na Placu św. Piotra wyłączono, bo „światło Dzieciątka Jezus nigdy nie może przeszkadzać przedstawianiu nowej ekologicznej religii” (s. 139).
Tu Socci wskazuje na zdumiewający fragment w Piśmie, z Listu do Rzymian: „Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów” (Rzym 1:22-23).
A tu jeszcze jedna dewastująca ocena rzucona pod nogi Franciszka:
„Ale przede wszystkim, Ojcze Bergoglio [nawiązanie do skłonności papieża w przedstawianiu się w ten sposób], jak to możliwe, że nie zauważasz i nie wskazujesz innych zagrożeń niż klimat, albo przynajmniej z równym naciskiem? Apostazja całych narodów od wiary w prawdziwego Boga nie jest dramatem, który zasługuje na Twoje najbardziej zagorzałe apele? Wojna z rodziną i przeciwko życiu? Zaniedbywanie Chrystusa i rzeź wspólnot chrześcijańskich? Wydaje się, że tylko środowisko i inne tematy religii politycznej poprawności zasługują na Twoją pasję.
„Wielki francuski intelektualista, Alain Finkielkraut, nazwał Cię „papieżem świata ideologii dziennikarskiej”. Czy nie ma racji? Czy przesadza?
„W konsekwencji, w ‚Twoim’ Kościele wydaje się iż tematy segregowania śmieci i recykling są ważniejsze od tragedii całych narodów, które, na przestrzeni kilku lat, porzuciły wiarę. Bijesz na alarm z powodu ‚ocieplenia klimatu’, zaś Kościół przez dwa millenia bił na alarm w kwestii ognia piekielnego” (s. 142).
W tym miejscu Socci rozpoczyna dyskusję o Orędziu Fatimskim i dokładnie o jego ostrzeżeniach o utracie dusz w piekle na wieczność. „Madonna Fatimska” – pisze – „nie przedstawiła wyliczeń ekologów o klimacie na planecie, ale pokazała dzieciom wieczny ogień piekła, i powiedziała im ze smutkiem: ‚Widzieliście piekło, dokąd idą dusze biednych grzeszników. Żeby je ratować, Bóg pragnie ustanowić na świecie nabożeństwo do mojego Niepokalanego Serca. Wiele dusz idzie do piekła dlatego, że nie mają nikogo kto by się za nie modlił i składał ofiary”.
„To” – mówi dalej Socci, „jest prawdziwą tragedią, Ojcze Święty, wieczne zatracenie tłumów. Nie – jeśli mi pozwolisz – utrata bioróżnorodności, a przynajmniej nie dla nas chrześcijan. Ty nigdy o tym nie mówisz. Raczej niekiedy prawie nakłaniasz do uwierzenia, że każdy będzie zbawiony, bo „Bóg nie potępia” (s. 142-143).
Podsumowując swoją nieukrywaną pogardę wobec angażowania się papieża w globalne ocieplenie, a nie wieczny ogień, przed którym Matka Boża przyszła ostrzec świat w Fatimie, Socci pisze:
„Przed katastrofą duchową wiecznego zatracenia tłumów, która skłoniła Matkę Bożą do przyjścia na ziemię, dla mnie, mówiąc szczerze, niezroumiałe jest że Ty zajmujesz się w większości – jak to zrobiłeś w encyklice Laudato si – bioróżnorodnością, losem robaków i małych gadów, jezior, nadużywaniem plastikowych butelek i klimatyzacją” (s. 148).
Papież który nie lubi katolików?
Następne oskarżenia Socci zamieszcza pod nagłówkiem „Atak na wiarę”, odniesienie do wrogów wewnątrz Kościoła od czasu II Soboru, których działalność wywrotową opłakiwał (zbyt mało i zbyt późno) każdy papież od czasu Soboru, łącznie z Benedyktem XVI. To Benedykt (podczas Mszy inaugurającej konklawe które go wybrało) zadeklarował, że dzisiaj posiadanie „jasnej i pewnej wiary” potępia się jako „fundamentalizm”. Cytując to świadectwo, Socci rzuca pod nogi Franciszka serię rękawic:
„Zapraszam Cię, Ojcze Bergoglio, do uważnego przeczytania jeszcze raz tych słów, bo one opisują dramatycznie to co dzieje się za Twojego pontyfikatu. W rzeczywistości, to właśnie Ty osobiście, Ojcze Święty, oskarżasz o ‚fundamentalizm’ tych, którzy mają jasną i pewną wiarę, i poświadczają swoją wierność katolickiej doktrynie…
„Ty, ciekawe, jesteś przekonany, że niebezpieczeństwem dla współczesnego Kościoła są chrześcijanie żarliwi w swojej wierze, i ci pasterze, którzy bronią wiary katolickiej. W Twojej Evangelii gaudium atakujesz „tych którzy marzą o monolitycznej doktrynie: i tych którzy „używajż całkowicie pobożnego języka”.
„Czy więc mamy woleć tych, którzy przenoszą wszędzie każdą ideologię i używają heretyckiego języka? Widocznie tak, widząc że ich nigdy nie atakujesz.
„Któregoś dnia okaże się, że Ty, w Twojej rozprawie, atakujesz tych których nazywasz „rygorystami”, „sztywnymi”, to znaczy ludzi o żarliwej wierze, których Ty utożsamiasz z „uczonymi w piśmie i faryzeuszami” (s. 153-155).
Socci nie przebiera w słowach zajmując się dobrze znaną fałszywą antytezą Franciszka miedzy łaską i rygorem doktrynalnym, cytując jedną z niezliczonych dyskusji, w których Franciszek deklaruje, że tzw. „doktorzy prawa” którzy dobrze znają doktryny, sa zrażeni do Miłosierdzia Bożego. „Ale Ty, Ojcze Święty” – pisze Socci:
„powinieneś pokonać osobistą niechęć do tych, którzy badali, powinieneś wiedzieć, że na chrześcijańskim horyzoncie, absolutnie absurdalne jest kontrastowanie miłosierdzia z prawdą, bo oba są wcielone w tego samego Jezusa Chrystusa. A zatem fałszywe jest sprzeciwianie się doktrynie duszpasterskiej, bo to byłoby kontrastowaniem Logos (doktryna) z Dobrym Pasterzem (Prawda czyniła ciało): Jezus jest Logos i jednocześnie Dobrym Pasterzem” (s. 159).
Socci skupia się również na słusznie notorycznym przemówieniu Franciszka atakującym konserwatywną opozycję na zamknięciu Synodu 2016, kiedy zaatakował prałatów którzy sprzeciwiali się wcześniej napisanej, heterodoksyjnej Instrumentum laboris, wpychanej im do gardła jako ostateczny raport „Synodu”. Jak zadeklarował Franciszek w tym przemówieniu, jego oponenci:
„zamknęli swoje serca, często ukrywają się nawet za naukami Kościoła, albo za dobrymi intencjami, by siedzieć na tronle Mojżesza i osądzać, niekiedy powierzchownie i z wyższością, osądzać trudne sprawy i poranione rodziny…
„Prawdziwymi obrońcami doktryny nie są ci którzy bronią litery a nie ducha, nie idei a człowieka, nie formuły a darmowej miłości Boga i Jego przebaczenia”
Tu widzimy enty przykład skłonności Franciszka do fałszywej antytezy: litera kontra „duch” doktryny, idea kontra człowiek, formuła kontra miłość Boga i Jego przebaczenie. Ale nie ma w ogóle sprzeciwu między tymi pojęciami, w rzeczywistości są nierozłączne.
Socci miał dość ostatnich trzech lat tego rodzaju modernistycznej sofistyki, i strzela z dwururki:
„Czyniąc to, nie sądzisz, że zdyskwalifikowałeś swoich poprzedników i całe Magisterium Kościoła, by udowodnić swoje ściśle prywatne pojęcie miłosierdzia inne od doktryny Kościoła?…
„Widocznie nawet Jezus, według Ciebie, byłby doktrynerem, rygorystą, takim który broni idei zamiast człowieka.
„W rezultacie – stosując Twoje kryterium – musielibyśmy powiedzieć, że Jezus nie zostałby przyjęty do seminarium za Twojego pontyfikatu, bo byłby największym fundamentalistą ze wszystkich, w rzeczywistości, On nie tylko był pewien prawdy, ale ogłosił się prawdą zmienioną w ciało (‚Jestem drogą, prawdą i życiem’ Jan 14:6)”.
Katolicki rozwód?
Następnym na ławie oskarżonych, pod nagłówkiem „Nieważności” jest zaskakujący atak Franciszka na proces ustanowienia unieważniania małżeństwa, które Franciszek „usprawnił” nowymi kanonami wymyślonymi w pół-tajemnicy i bez konsultacji z żadną watykańską kongregacją. Efektem końcowym dwu motu prioprios wprowadzających te „reformy” Mitis Iudex Jesus (dla zachodniego Kościoła) i Mitis et Misericors (dla wschodniego Kościoła) jest, pisze Socci „całkowite obalenie perspektywy, już nie ma przede wszystkim obrony sakramentu (dla zbawienia dusz), a raczej łatwość i szybkość zdobycia unieważnienia” (s. 168).
Socci zwraca uwagę na ciekawy nacisk Franciszka na pojęcie „małżeńskiego niepowodzenia” w sensie fiaska w rozpadzie relacji, które wydaje się równać z podstawami unieważnienia (oryginalne nieistnienie) małżeństwa. Ale, jak słusznie zauważa Socci, „Jest wiele upadłych małżeństw, które są ważne, kiedy z drugiej strony „jest wiele ‚nieważnych’ małżeństw (tzn. one nigdy takie nie były od początku), które nie są upadłe” w kategoriach relacji osobistych (s. 169). Co Franciszek zrobił ze swoimi „reformami”, mówi Socci, to autoryzował „wydanie orzeczenia nieważności jako terapię dla par w kryzysie”, produkując to co wielu komentatorów określiło jako „katolicki rozwód”.
Efektem końcowym, wnioskuje Socci, jest „prawdziwa rewolucja w historii Kościoła”. A największą ironią tej rewolucji jest to, że nawet kard. Kasper o to nie prosił, a raczej, w swojej interwencji na Konsystorzu w lutym 2014, odrzucił dokładnie „hipotezę o hojnym poszerzeniu procedury unieważniania małżeństwa”, gdyż „to dawałoby fałszywe wrażenie, że Kościół proceduje w nieuczciwy sposób by uznać jakie są realia rozwodów” (s. 171).
Więc niewiarygodne jest to, że Franciszek prześcignął nawet Kaspera w ataku na fundamenty Sakramentu Małżeństwa. Jak napisałem w Artykule „Rzymscy wandale niszczą chrześcijańskie małżeństwo”*, Franciszek potwierdza w swoim motu proprio niebezpieczeństwo tego co zrobił: „Ale to nie uciekło mojej uwadze, że skrócona procedura może narażać zasadę nierozerwalności małżeństwa…” *[As I have noted elsewhere]
Wracając jeszcze raz do tematu Fatimy, Socci przypomina, że s. Łucja ostrzegła kard. Caffara w liście, że „ostateczny konflikt między Panem i panowaniem szatana będzie z powodu małżeństwa i rodziny”. Socci tutaj prosi Franciszka by unieważnił swoją nieostrożną reformę: „Mam wielką nadzieję, że wycofasz to wszystko. Tak szybko jak możliwe” (s. 173).
Konsekwencje liberalizacji
Dochodząc do punktu kulminacyjnego swojego długiego oskarżenia, Socci, pod nagłówkiem „Katastroficzna równowaga” rzuca jedną bombę po drugiej oceniając twierdzenie, że Franciszek tylko próbuje przyciągnąć dusze poprzez łagodzenie rzekomego rygoru Kościoła. Wystarczy jedynie przeczytać wybuchowe uwagi Socci:
• „Nikt nigdy nie mówił, że by przyciągnąć ludzi do Ewangelii, konieczne jest wyrzeczenie się albo obalenie Ewangelii”.
• „Z pośród wielu świętych i wielkich papieży, którzy ewangelizowali ludzi i całe kontynenty, nikt nigdy nie robił tego poprzez rozmazywanie i fałszowanie doktryny wiary”.
• „Musimy być solą ziemi, a sól wypala rany. Jak prawda. Musimy dokonać wyboru: albo z Nim, albo przeciwko Niemu. Albo zbawienie, albo zatracenie”.
• „Zawsze kiedy wyznanie religijne obniża poprzeczkę by przyjąć doczesne zwyczaje, albo przyciągnąć wyznawców, dekretuje własne samobójstwo” (s. 177-179).
Socci powołuje się na badania szanowanego socjologa, którego dane potwierdzają, że religie chrześcijańskie które się liberalizują natychmiast zaczynaja upadać, zaś te które zachowują lub wracają do tradycji, kwitną, i to jest dokładnie to co wydarzyło się w liberalizowanym Kościele Katolickim epoki posoborowej.
W tym kontekście Socci przedstawia Franciszkowi „bardzo negatywne dane odnośnie Ciebie osobiście”, pokazując, że osławiony „efekt Franciszka” oznaczał tylko stały spadek w uczestnictwie w audiencjach papieskich, pomimo „zawsze potężnej planetarnej machiny propagandowej, która codziennie chwali i wynosi Twoje najmniejsze gesty, mitologizując je bardziej niż jakiejkolwiek gwiazdy”. W rzeczywistości, zauważa, pomimo mitu, że Benedykt był „zimnym niemieckim profesorem, od którego ludzie czuli dystans, to ludzi bardziej przyciągał Benedykt XVI”, którego audiencje były dużo liczniejsze. I nawet pomimo, że w przeciwieństwie do Franciszka, media były jednakowo wrogie wobe Benedykta. „Wyraźnie chrześcijanie, nawet bombardowani przez media, uznawali autentyczny akcent jakiego oczekiwały ich serca” (s. 180-181).
Socci podsumowuje:
„Najwyraźniej Twój przekaz nie tylko nie przyciąga oddalonych, to nawet powoduje, że uciekają ci którzy są blisko… Mówisz do elity, która Cię ceni, czując się wzmocnioną w swoich świeckich przekonaniach. Twoja osobista popularność nadmiernie się zwiększyła. Oni nazywają to ‚efektem Bergoglio’, uważając, że aplauz niewierzących i podziw mediów jeszcze raz wypełni Kościoły.
„Zamiast tego, z danymi w dłoni, możemy powiedzieć, że dla Kościoła efekt Bergoglio był odwrotny. Treść Twojego magisterium oddaliła ludzi od prakktyki religijnej, a nie przyciagnął ich do niego” (s. 181-182).
Afera z Franciszkanami
Następnie Socci zajmuje się brutalnym prześladowaniem Franciszkanów Niepokalanej (FFI), rozczłonkowanych i zniszczonych przez mianowanego przez niego osobiście „komisarza apostolskiego” bez żadnego konkretnego powodu przedstawionego ofiarom. Tutaj Socci przypomina zdumiewające wypowiedzi Franciszka na spotkaniu z pewnymi członkami już niszczonych FFI, kiedy to potwierdził, że aprobował zniszczenie FFI, ale że FFI cierpiało prześladowania „demona” z powodu ich dewocji do Maryi! Do którego demona nawiązuje Franciszek? Socci protestuje pisząc:
„ich [FFI] prawdziwą ‚zbrodnią’ jest to że są wiernymi chrześcijanami, gorliwymi w wierze, tymi których zgryźliwie nazywasz ‚fundamentalistami’, i którzy naprawdę żyją prawdziwą Ewangelią. Drogi Ojcze, odwróć swoją decyzję, z której pewnego dnia Bóg będzie kazał Ci się rozliczyć… Masz wielu którzy Cię podziwiają, ale nieliczni z Twoich fanów modlą się za Ciebie, na pewno bardzo niewielu modli się za Ciebie jak Bracia Franciszkanie Niepokalanej” (s. 186).
Afera miłosna z luteranami
Po odkryciu tego, że Franciszek nie przejawia żadnego zaniepokojenia ze strony wewnętrznych wrogów Kościoła, którzy, jako ostrzegał Pius X, pracują nad podważeniem fundamentów wiary, Socci omawia jak, wręcz przeciwnie, Franciszek wydaje się mieć mały szacunek dla różnic doktrynalnych między katolicyzmem i różnymi formami protestantyzmu.
Pod nagłówkiem „W domu Lutra” Socci przypomina skandaliczne pojawienie się Franciszka w kościele luterańskim w Rzymie by uczestniczyć w nabożeństwie niedzielnym, kiedy to przez około 10 minut chaotycznie mówił w odpowiedzi na pytanie kobiety o tym dlaczego luteranin nie może przyjmować Komunii Świętej. Wtedy katolicki dogmat o przeistoczeniu scharakteryzował zaledwie jako „interpretację” różniącą się od poglądu luterańskiego, ostatecznie sugerując raczej skromnie, by kobieta „porozmawiała z Panem” o tym czy powinna przyjmować Komunię od katolickiego księdza – akt świętokradztwa. „Nie ośmielę się powiedzieć nic więcej” – powiedział Franciszek, już powiedziawszy wystarczająco dużo.
Znając jadowitą nienawiść Lutra do Mszy, Socci pyta Franciszka: „jak możliwy jest u Ciebie brak niepokoju?” (s. 193) Dialog z luteranami, pisze, musi obejmować „wzajemną jasność, a nie wrzucanie serca wiary katolickiej w cierniowy krzew” (s. 194). Tutaj Socci pisze to co może być jedną najbardziej oburzającą w ogóle uwagę Franciszka. Franciszek powiedział wtedy luteranom:
„Końcowy wybór będzie decydujący. I jakie będą pytania które tego dnia postawi nam Pan: ‚Czy chodziłeś na Mszę? Czy miałeś dobrą katechezę?’ Nie, pytania będą o ubogich, bo bieda jest w centrum Ewangelii”.
Socci przypomina Franciszkowi to co zrozumiałoby każde dobrze uformowane dziecko: nieskończoną wartość Eucharystii, eucharystycznej adoracji, i jej godnego przyjmowania w porównaniu z nawet górą dobrych czynów na rzecz biednych:
„Ale zamiast tego, Ojcze Bergoglio, wydajesz się potwierdzać, że tym co się liczy są zasługi humanitarne, jakie zdobywamy sami naszą aktywnością, naszymi ‚usługami’ wobec ubogich”.
„To wydaje się być pelagiańską ideą. Ale – powtarzam – najbardziej zdumiewającą rzeczą którą przeciwstawiasz [jeszcze jedna fałszywa antyteza] Mszy – „służbę ubogim”, co niemal redukuje Mszę do czegoś zbędnego (razem z katechezą)” (s. 197)
Cytując słynne powiedzenie ojca Pio, że „Lepiej byłoby dla świata gdyby nie miał słońca, niż nie miał Mszy Świętej”, Socci konfrontuje Franciszka implikacjami jego własnych słów i czynów w ostatnich trzech latach, łącznie z ciekawą odmową klękania przed Najświętszym Sakramentem:
„Pozwól mi zwierzyć Ci się, Ojcze Bergoglio, że – z całokształtu Twoich słów i gestów – odnosi się wrażenie, że masz jakiś problem z Najświętszą Eucharystią, i że naprawdę nie rozumiesz jej wartości i jej rzeczywistości.
„Jest tak wiele faktów i czynów wywołujących te wątpliwości. Najbardziej widoczna… jest Twoja decyzja nie klękania przed Sakramentem podczas Ofiarowania na Mszy, nie przed tabernakulum, nie w czasie adoracji Eucharystii (co więcej, nie uczestniczysz w procesji Bożego Ciała, w której Twoi poprzednicy, klękając, zawsze uczestniczyli)” (s. 200)
A jeszcze, pisze Socci, Franciszek nie miał żadnego problemu by uklęknąć, kiedy, jako arcybiskup Buenos Aires, ukląkł by przyjąć „nakładanie rąk na konwencji zielonoświątkowców na stadionie Luna Park… Wystarczy powiedzieć, że Twój sporadyczny ból kolan, który wydaje się występować tylko przed Najświętszym Sakramentem, poza tym że wydaje się dziwny, to nie wygląda na akceptowalne wyjaśnienie” (s. 201).
Nieświadomy joachimista?
Ta dziwna postawa względem Najświętszej Eucharystii każe Socci wyjść z tym wyzwaniem do Franciszka odnośnie jego widocznej słabości wobec protestantyzmu:
„… odnosi się wrażenie, że za tą Twoją szczególną otwartością na świat protestancki i za Twoją wrogością wobec struktury Kościoła – to znaczy do widzialnego Kościoła i jego doktryn, które można by pokonać słuchając Ducha Świętego – przebłyskuje rodzaj „Kościoła ducha”, upragnionego w pewnych Twoich potwierdzeniach na spotkaniu z zielonoświątkowcami w Caserta 28 lipca 2014… To tak jakby Kościół Katolicki, ze swoją doktrynalną strukturą i hierarchią, w jakiś sposób zastępował się w taki sam sposób w jaki Stare Przymierze przeszło w Nowe (a ten kto „skłania się” ku obronie doktryny będzie… jak starożytni uczeni w piśmie i faryzeusze)” (s. 204-205).
Tu Socci wysuwa oszałamiające oskarżenie, że Franciszek wykazuje „rodzaj nieświadomego złagodzonego joachimizmu” – odniesienie do Joachima z Fiore, zwiedzionego XII-wiecznego „wizjonera”, który przewidywał nadejście nowej ery Ducha Świętego, która zastąpi nawet Nowy Testament.
Kolejny Honoriusz?
Oskarżenia Socci (s. 207) osiągają apogeum sugestią, że Franciszek jako papież który „promuje własne idee”, może pójść drogą innego papieża który zrobił to samo: Honoriusz (r. 625-628), pośmiertnie wyklęty przez sobór ekumeniczny – wyrok potwierdził jego następca Leon II – za pomocnictwo i szerzenie „monotelitycznej” herezji (negowanie wszelkiej ludzkiej woli w Chrystusie). Socci wychodzi wobec Franciszka z tym samym potępieniem jak Leon II wobec Honoriusza: „Ci którzy wywołali spór przeciwko czystości tradycji apostolskiej, w chwili śmierci na pewno otrzymali wieczne potępienie, [łącznie z] Honoriuszem, który zamiast gaszenia płomienia herezji, jak przystało władzy apostolskiej, podsycał ją swoim zaniedbaniem”.
Składanie hołdu dyktatorom
Socci zbliża się do końca oskarżenia pozytywnie parzącym opisem wizyty Franciszka na Kubie, gdzie nie powiedział nic o tyranii którą cierpi, a jednocześnie potępił „boga pieniędzy” w krajach kapitalistycznych. W przeciwieństwie do Jana Pawła II i Benedykta XVI, którzy żądali uwolnienia więźniów i spotkali się z Fidelem Castro na neutralnym gruncie (Jan Paweł) albo przyjęli go w nuncjaturze apostolskiej w Hawanie (Benedykt), Franciszek nie wyszedł z żadnymi żądaniami wobec reżimu Castro, ani od Fidela, ani jego brata Raula, i odbył prawdziwą pielgrzymkę do domu Fidela, gdzie krwawy dyktator przyjął papieża na audiencji.
Socci wyraża całkowicie słuszny niesmak z przyjęcia przez Franciszka prezentu od Raula – krzyża rzekomo sporządzonego z wioseł kajaków „uchodźców” na Morzu Śródziemnym – żadnych kajaków nie było. Ale Franciszek zignorował 100.000 uchodźców, którzy utonęli próbując uciec z z komunistycznego kraju-więzienia braci Castro. Socci podsumowuje: „To są tyrani którym Ty złożyłeś hołd, i którzy podarowali Ci prezent Twoich ‚migrantów’” (s. 214).
Szaleństwo „otwartych granic”
Oskarżenie przechodzi do nagłówka „Mury”, kiedy Socci demontuje demagogiczny nacisk Franciszka na „bezkrytyczne otwarcie granic, które destabilizują narody, państwa i systemy”.
Socci pokazuje, że nie tylko św. Tomasz, ale i Biblia broni stosowania „murów” dla ochrony integralności narodów i państw przed inwazją i szkodliwym wpływem – mury Watykanu są tego przykładem – i że nowoczesna granica państwowa nie jest „murem” potępianym jako niechrześcijański.
Socci pyta Franciszka: „Czy możliwe jest byś nie dostrzegał zjawiska tak makroskopijnego jak fiasko asymilacji? I czy nie możesz widzieć nierozwiązanego problemu jaki islam ma z przemocą, jak Benedykt XVI wyjaśnił w Regensburgu?” (s. 217)
Podsumowanie
Akt oskarżenia kończy się pod nagłówkiem „Ubodzy”, w którym Socci, syn górnika, sprzeciwia się stałym wypowiedziom Franciszka o ubogich jako „nie akceptowalnych, bo są ideologiczne, demagogiczne i socjologiczne… Ale Kościół nie marzy o instrumentalizacji ubogich, czyniąc z nich ideologiczno-teologiczną kategorię jak ta argentyńska teologia wyzwolenia, z której pochodzi…”
Podsumowując całe oskarżenie, Socci pisze:
„największą nędzą ludzi jest nieznanie Chrystusa… I to jest problem, Ojcze Święty. Konieczne jest głoszenie ludziom jedynego który może ich ratować, bo tylko to się liczy, jak Jezus nieustannie ostrzega: ‚Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?…’
„Dlatego powinieneś odwrócić cała orientację Twojego papiestwa: w ten sposób, zamiast zajmować się segregowaniem odpadów, będziesz bronił mocnej doktryny katolickiej przed atakami ze strony świata i modernizmu, zamiast obsesyjnie brzmiącego alarmu o klimacie, będziesz ostrzegał ludzkość o wiszącym zagrożeniu wiecznego potępienia, zamiast encykliki o losie robaków i małych płazów, napiszesz o prześladowanych chrześcijanach i nienawiści świata do Zbawiciela…
„Jak powiedział Vito Messori do kard. Ratzingera: ‚Bez wizji o tajemnicy Kościoła, która jest także nadprzyrodzona i nie tylko socjologiczna, chrystologia sama traci swoje odniesienie do Boga: czysto ludzka struktura kończy się przez odpowiadanie na ludzki projekt. Ewangelia staje się projektem Jezusa, projekt wyzwolenia społecznego, albo inne projekty historyczne… które wydają się religijne tylko z wyglądu, a są w istocie ateistyczne…” (s. 224)
Końcowe słowa tego naprawdę historycznego dokumentu są osobistą prośbą do Franciszka by zmienił swój kurs zanim będzie za późno:
„Nie bój się że rozczarujesz świat, który do tej pory entuzjastycznie Cie oklaskiwał… Jedynym strachem jaki można odczuwać jest ten, że rozczarujesz Boga…
Drogi papieżu Franciszku, bądź jednym z prawdziwych pasterzy na sposób Chrystusa, z papieżem Benedyktem który Ci pomaga modlitwą i radą: pomóż również Kościołowi, dzisiaj przerażonemu i zagubionemu, wyzdrowieć sposobem jego Zbawcy, a tym samym rozpal światło, które pomoże ludzkości nie wpaść w otchłań przemocy. Wszyscy święci w niebie o to się modlą…”
Franciszek łagodzi sytuację
Wkrótce po wydaniu „Finałowego proroctwa”, Socci otrzymał ręcznie napisany list od samego Franciszka. Zaadresowany do „drogiego brata”, list nie różnił się od rozmowy telefonicznej wykonanej przez Franciszka do Mario Palmaro, nieżyjącego już współautora jeszcze jednej ostrej krytyki pontyfikatu jasno zatytułowanej „Nie podoba nam się ten papież”*. Sens zarówno listu jak i rozmowy był taki sam: doceniam Twoją krytykę.
*We Do Not Like This Pope.”
Można wybaczyć myślenie, że tak mądry polityk kościelny jak Franciszek mógłby przypochlebiać się swoim najbardziej skutecznym i poczytnym krytykom. Ale list do Socci (jak również telefon do Palmaro) łagodzi wszelką sugestię, że „tradycjonaliści” obrażają wiarę gdy publikują silną krytykę tego papieża. Franciszek sam detonuje ten spór.
W kazdym razie Socci, choć nieporuszony tą osobistą uwagą papieża, nie wycofał się ani o krok ze swoich oskarżeń. W najnowszym felietonie lamentuje z powodu ogromnych szkód wywoływanych przez „nowy ‚Kościół’ Bergoglio” „Kościołowi wszechczasów”, grożący tym iż stanie się „bardziej niszczący niż Luter”.
Na koniec trzeba zapytać: Gdzie są prałaci, którzy, niewątpliwie widzący to co widzi Socci, niech wyjdą przed szereg by stanąć z nim – i z zaniepokojonymi świeckimi na całym świecie – w proteście wobec gwałtownej fali „bergolianizmu”, zjawiska zupełnie innego od czegokolwiek występującego w rocznikach papiestwa.
Czy znasz język włoski czy nie, kup tę książkę. Staniesz się posiadaczem kawałka historii. I niech Pan Bóg błogosławi i chroni jej odważnego autora.
Źródło: www.cfnews.org/…/socci_indictmen…
Tłum. Ola Gordon