Zastanawiając się, czy nie ma sprzeczności w chęci posiadania broni do celów samoobrony, a przykazaniem „Nie zabijaj!” wsłuchajmy się w głos Grzegorza Brauna, który definiuje to tak:
Nie ma sprzeczności, nie ma kontrowersji w tym, że jedno z dziesięciu przykazań mówi „nie zabijaj” ponieważ dokładne brzmienie tego przykazania jest następujące „nie morduj”. Wedle tradycji i kanonów są dwie kategorie wrogów, są wrogowie prywatni i wrogowie publiczni.
Właśnie w odniesieniu do wrogów prywatnych, jesteśmy wezwani do humanizacji naszego wysiłku etycznego. Wrogom prywatnym nadstawiamy drugi policzek 77 razy, wchodzimy na ścieżkę negocjacji i w ogóle nie dążymy do konfrontacji. Jednak takie zachowanie dotyczy tylko naszych prywatnych przeciwników, tych którzy są również zobowiązani do podobnego zachowania względem nas.
Zupełnie inaczej sprawa wygląda w przypadku wrogów publicznych dlatego, że w tej sytuacji już nie chodzi o nasz prywatny policzek. W wypadku wrogów publicznych chodzi o obronę społeczności. W dawnych wiekach do obowiązków panujących należała obrona podwładnych w tym wdów, sierot i debili (tak wyglądała rozszerzona wersja przysięgi królewskiej). Król miał obowiązek bronić przed silniejszym, który po dokonaniu aktu przemocy pozostałby bezkarny.
Jeżeli ktoś zamierza się targnąć lub dokonał jakiegokolwiek zamachu na porządek publiczny, a więc na wiarę, rodzinę i własność to nie mamy obowiązku nadstawiać drugiego policzka w nieskończoność. Wręcz przeciwnie mamy po rycersku rozprawić się z takim przeciwnikiem i wrogiem publicznym. Tak wygląda tradycyjne katolickie nauczanie.