piens.pl / Felietony

Felietony

Co myśleć o ustawowych zmianach w Polsce dotyczących Sądu Najwyższego?

Dzisiejsze wydarzenia w sejmie rozgrzewają emocje większości opozycjonistów PiS’u. Widzą w nich kolejną szansę obalenia znienawidzonego rządu. Jednak dla wielu  z nas wydarzenia są emocjonalnie obojętne, i rozumiemy, że aby było lepiej w sądach muszą nastąpić zmiany. Jak zwykle humorystycznie i trafnie sytuację, wraz z tłem historycznym, przedstawia w swoim felietonie Stanisław Michalkiewicz. Poczytajmy.

Któż z nas nie pamięta bajki o rybaku i złotej rybce? Chociaż wszyscy ją pamiętamy, to jednak pamięć bywa zawodna i ludzie wprawdzie maja dobrą pamięć, ale niestety krótką – to warto przypomnieć, o co tam chodziło. Otóż rybak schwytał złotą rybkę, która w zamian za wypuszczenie na wolność obiecała spełniać jego życzenia. Kiedy dowiedziała się o tym rybakowa, zażądała najpierw porządnego dworu ze służbą i szykanami, potem – pałacu, aż wreszcie – by rybka została u niej sługą na posyłki. Wtedy czar prysnął, rybka odebrała wszystkie dary, a głupia baba została na progu chałupy przed rozbitym korytem.

Jakże idealnie pasuje ta historia do dziejów praworządności w naszym nieszczęśliwym kraju! Jak pamiętamy, za pierwszej komuny sędziowie, nie mówiąc już o funkcjonariuszach wymiaru sprawiedliwości drobniejszego płazu – trzęśli się przed byle sekretarzem, a jeszcze bardziej – przed bezpieczniakami, którzy byli przecież najtwardszym jądrem systemu. I chociaż wskutek tego w czasach stalinowskich dochodziło do masowych zbrodni sądowych, a i potem zdarzało się wiele łajdactw, zwłaszcza w sprawach zatrącających o politykę, to jednak sędziowie czuli mores, bo nigdy nie było wiadomo, czy podsądny, albo strona w procesie cywilnym nie ma jakichś sekretnych kontaktów czy to z sekretarzem, czy ubowcami i czy nie sprawi im przykrej niespodzianki. Dzięki temu wymiar sprawiedliwości jako-tako funkcjonował. W rezultacie sławnej transformacji ustrojowej partia została zlikwidowana, a bezpieczniacy utworzyli struktury zorganizowanej przestępczości, wśród których najgroźniejsze były Wojskowe Służby Informacyjne. W rezultacie niezawisłe sądy wyemancypowały się z jakiejkolwiek zależności od konstytucyjnych struktur państwa i podlegały już nie żadnym tam „ustawom”, tylko – oficerom prowadzącym – bo przecież nikt nie ma chyba najmniejszej wątpliwości, że stare kiejkuty plasowały agenturę nie w środowisku gospodyń domowych, tylko między innymi – w wymiarze sprawiedliwości, gdzie – jak powiada poeta – „sypią się piękne wyroki”. Ostatnie kongresy sędziów, organizowane przez panią Małgorzatę Gersdorf, która z sędziowskiej pensyjki potrafiła uciułać sobie miliony pokazują, że agentura mogła stanowić nawet 10 procent ogółu sędziów. Posłuszeństwo wobec starych kiejkutów zapewniało całkowitą bezkarność, toteż nic dziwnego, że wystarczyło 25 lat takiego stanu rzeczy, by w środowisku wytworzyło się przekonanie, iż jest to stan naturalny, a sędziowie są wyjątkową „kastą”, rodzajem Ubermenschów, nawet jeśli w skromnych początkach jeszcze „srać chodzili za chałupę”. Ale fortuna kołem się toczy i pysznych poniża, toteż nic dziwnego, że i nasi Zasrancen w końcu się doigrali.

W ramach rekonstrukcji przedwojennej sanacji, która najwyraźniej jest ideałem pielęgnowanym w sercu prezesa Jarosława Kaczyńskiego, przyszła kryska i na nich, zgodnie z art. 4 ust. 1 konstytucji kwietniowej z 1935 roku, stanowiącym, iż „w ramach państwa i w oparciu o nie kształtuje się życie społeczeństwa”. Wynika z niego, że poza państwem nie ma życia. No dobrze – ale cóż to właściwie jest, to „państwo”, poza którym nie ma życia? Ano, to nic innego, jak państwowa biurokracja. Toteż uchwalone niedawno nowelizacje ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i ustroju sądów powszechnych oraz rządowy projekt ustawy o Sądzie Najwyższym nie pozostawiają złudzeń, że rząd przeszedł na ręczne sterowanie niezawisłymi sądami. Wbrew lamentom, że to „koniec państwa prawa”, podporządkowanie sądów rządowi wcale nie musi być gorsze od podporządkowania ich starym kiejkutom. Cokolwiek można złego powiedzieć o rządzie, to ma on przynajmniej tę zaletę, że wiadomo, kto go tworzy, kto jest, dajmy na to, premierem, a kto – ministrem sprawiedliwości, podczas gdy w przypadku starych kiejkutów była to całkowita enigma, bo – jak wiadomo – po rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych, starych kiejkutów oficjalnie „nie ma”. Wprawdzie Najstarszym Kiejkutem III Rzeczypospolitej wydaje się pan generał Marek Dukaczewski, który podczas ostatniej kombinacji operacyjnej 16 grudnia ub. roku nadzorował konfidentów przedstawiających pod Sejmem „zagniewany lud”, ale pisać do niego skargi na sędziów, to jakby pisać na Berdyczów, zwłaszcza, że zgodnie z zasadą ochrony danych osobowych jego adres nie jest publicznie znany, podczas gdy Ministerstwa Sprawiedliwości – jak najbardziej. Poza tym lamenty, jakoby Polska była dotąd „państwem prawa” mogą wzbudzać śmiech pusty, jeśli nie „litość i trwogę”. Recenzję w tej dziedzinie wystawił III Rzeczypospolitej nie żaden działacz PiS, tylko funkcjonariusz, minister spraw wewnętrznych w rządzie premiera Tuska, w podsłuchanej, a więc niewątpliwie szczerej rozmowie stwierdzając, że to „ch…, d… i kamieni kupa”. Może pulchna pani poseł Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer uważa, że tak właśnie „państwo prawa” powinno wyglądać, w co chętnie wierzę, bo już na pierwszy rzut oka widać, że „naiwne to i niewinne” – chociaż oczywiście wie, z której strony chleb jest posmarowany i do Nowoczesnej trafiła, jak po sznurku, którego przecież sama sobie chyba nie naciągnęła. Sytuację rządowi PiS ułatwiła arogancja sędziów, a zwłaszcza – pana prezesa Andrzeja Rzeplińskiego, który nie tylko kolaborował w posłami PO przy nowelizowaniu ustawy o TK, ale i nie protestował przeciwko wyborowi „nadliczbowych” sędziów tego Trybunału i nadal pozuje na autorytet moralny, najwyraźniej uważając, że „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty” – czy pani Małgorzaty Gersdorf, nie mówiąc już o przebierańcach drobniejszego płazu, z którymi mają do czynienia zwykli obywatele. Uchylenie zasłony dotychczas skrywającej kulisy afery Amber Gold, czy warszawskiej reprywatyzacji, w których sędziowie, prawdopodobnie na polecenie starych kiejkutów, nie tylko patrzyli przez palce na łajdactwa, ale nawet i dzisiaj demonstrują świadomą dyscyplinę, na pytanie komisji o nazwisko odpowiadając: nie wiem, nie pamiętam, ostatecznie przekonało opinię publiczną, że nie ma kogo żałować, że PiS wprawdzie stosuje kozackie metody, ale widać inaczej rozgonić tego łajdackiego towarzystwa wzajemnej adoracji się nie da.

Nie jest też wykluczone, że nawet gdyby PiS utraciło władzę, to ekspozytura Stronnictwa Pruskiego wcale nie musi zrezygnować z ręcznego sterowania niezawisłymi sądami. Wykorzystując te same procedury, powyrzuca tylko faworytów obecnego rządu i na ich miejsce wprowadzi tak zwanych „naszych sukinsynów”, którzy w podskokach zrobią, co tam będzie się od nich oczekiwało. Jak to było w „Towarzyszu Szmaciaku”? „Tak sobie Szmaciak mściwie roi, na korytarzu zaś już stoi podwładnych tłum, aby bez zwłoki stosowne zaraz podjąć kroki, gdy tylko wódz rozkazy wyda. Są to milicji szef Maczuga, pan prokurator Jan Szaruga i bardzo tłusta biała gnida, prezes powiatowego sądu.” U progu transformacji ustrojowej Stefan Kisielewski zachęcał, by „wziąć za mordę i wprowadzić liberalizm”. Nikt go nie posłuchał, no to teraz będzie zamordyzm – ale bez żadnego liberalizmu.

Stanisław Michalkiewicz

Anne Sanders, niemiecka ekspert prawna pracująca dla Rady Europy, przyznaje wprost: Proponowany przez PiS sposób powoływania sędziów Sądu Najwyższego jest taki sam, jak w Niemczech. Dlaczego zatem w Polsce można z tego powodu robić aferę, a w Niemczech nie?

Żonaty kawaler czyli małżeństwo jednopłciowe

Felieton Stanisława Michalkiewicza pt. „Komunizm zwycięża w Niemczech” z dnia 13 lipca 2017 roku zawiera jedno z trafniejszych spostrzeżeń w sprawie wprowadzania przez tęczową międzynarodówkę zmian w języku.

Mianowicie, felietonista zauważa, że:

Jednym z celów uchwycenia panowania nad językiem jest pozbawienie pierwotnego znaczenia pojęć – i tak zwane „małżeństwa jednopłciowe” są znakomitą ilustracją tej metody. Zgodnie z logiką dwuwartościową, mamy do czynienia z prawdą i fałszem, z normą i dewiacją. Z tego punktu widzenia „małżeństwo jednopłciowe” jest kompletnym nonsensem, mniej więcej takim, jak „żonaty kawaler”. Nie ma takiego zwierzęcia, bo małżeństwo różni się w sposób istotny od związków jednopłciowych. Celem małżeństwa jest założenie rodziny, to znaczy – wydanie na świat potomstwa. Chociaż zdarzają się wyjątki, to zasada jest właśnie taka. Natomiast zasadniczym celem związków jednopłciowych jest świadczenie sobie nawzajem usług seksualnych – bo przecież dobór par następuje według kryterium seksualnych upodobań…

Dziś już można usłyszeć, nawet w programach katolickich, że posługuje się chociażby takim pojęciem jak „małżeństwa heteroseksualne” jakoby dopuszczając, że jednak są małżeństwa inne niż te pomiędzy mężczyzną a kobietą. Pamiętajmy o tym i starajmy się zachować czystość naszego języka by zachowywać pierwotne jego znaczenia.

Poniżej link do całości felietonu niezawodnego Michalkiewicza :

Rewolucja komunistyczna, która w Europie i Ameryce prowadzona jest według strategii zalecanej przez włoskiego komunistę Antoniego Gramsciego, dokonuje stopniowej destrukcji podstaw cywilizacji łacińskiej – bo stawką jest zniszczenie tej cywilizacji, od wieków znienawidzonej przez jej wrogów. 

Gadowski: za przyzwoleniem rządu rusza program seksualizacji naszych dzieci. [WIDEO]

W „Komentarzu tygodnia” publicysta Witold Gadowski odniósł się do wielu spraw, w tym o przygotowywanej manifestacji KOD, o popieraniu przez rząd LGBT, o wizycie wpływowego chińczyka Songa Hongbingaw Polsce, o zamieszaniu w MSZ oraz p ostatniej ustawie o podniesieniu kwoty wolnej od podatku.

13 grudnia w rocznicę wprowadzenia przez komunistów stanu wojennego kolejne pokolenie komunistów będzie organizowało manifestację KOD … oglądajmy to jak dobry kabaret – puentuje Gadowski.

W tajemnicy przed swoimi wyborcami PIS składa obietnicę w ONZ wsparcia środowisk LGBT, o rozwój gender w Polsce. Właśnie w szkołach rusza program seksualizacji naszych dzieci, będą filmy o lesbijkach, homoseksualistach, będzie przedstawianie tego wszystkiego jako normy – i to dzieje się w trakcie tak zwanej konserwatywnej rewolucji w Polsce – dziwi się bardzo redaktor.

Doskonale z powyższym koresponduje artykuł:

„Winnicki ostro do posłów PiS: Co wy robicie w tym Sejmie?! Wasz rząd popiera homopropagandę!”

W ostatnich dniach napływają coraz bardziej bulwersujące informacje świadczące o tym, że niestety rząd Prawa i Sprawiedliwości w polityce dotyczącej tradycji, obyczajów, kultury, ochrony rodziny, nie tylko nie przeciwstawił się temu, co robiła Platforma Obywatelska, ale nadal podąża tą tęczową autostradą i nie widać nawet hamowania – mówił podczas wtorkowego posiedzenia Sejmu poseł Robert Winnicki (Ruch Narodowy).

Całość artykułu

Całość artykułu

– Okazuje się bowiem, że Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej dofinansowało w kwocie 200 tys. złotych program Fundacji Autonomia, który wchodzi właśnie do polskich szkół, w którym to programie mamy takie pojęcia z zakresu marksizmu kulturowego, jak walka z homofobią, jak walka o równouprawnienie różnych tzw. orientacji homoseksualnych. Mamy do czynienia z feministyczną, homoseksualną propagandą w polskich szkołach za pieniądze Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej. Co więcej jest to continuum polityki, która została wyrażona przez rząd w czerwcu tego roku, kiedy to poparliśmy na forum UE kolejne przepisy tego typu. Co więcej, 21 listopada na Forum Organizacji Narodów Zjednoczonych rząd, razem z innymi liberalnymi krajami, przeciwstawił się rezolucji Grupy Afrykańskiej, która nie chce, żeby marksizm kulturowy i homopropaganda funkcjonowały w ONZ – wyliczał Winnicki działania PiS uderzające w rodzinę. – Niestety rząd Prawa i Sprawiedliwości to popiera i to jest skandal. Ja mam pytanie do posłów katolickich w PiS: Co wy robicie w tym Sejmie? Wasz rząd popiera homopropagandę! Co wy robicie w tym Sejmie i dlaczego popieracie te układy?! – pytał posłów Prawa i Sprawiedliwości. Złożył przy tym wniosek o przerwę w obradach, aby rząd mógł się do tego ustosunkować. Nikt, ani rząd, ani posłowie PiS, odnosić się do tych faktów jednak nie chciał.

źródło: http://prawy.pl/41821-winnicki-ostro-do-poslow-pis-co-wy-robicie-w-tym-sejmie-wasz-rzad-popiera-homopropagande/

Okazało się, że Robert Grey jest związany z amerykańskimi służbami specjalnymi. Co robi agencja wywiadu, co robi ABW, gdzie są nasze procedury, że do stanowiska wiceministra MSZ dopuszczony jest człowiek współpracujący ze służbami obcego kraju i nie jest ważne, czy to jest sojusznik czy wróg —mówił w „Komentarzu Tygodnia” Witold Gadowski, komentując doniesienia medialne, mówiące o niejasnych powiązaniach byłego już wiceministra MSZ. Robert Grey został odwołany z funkcji wiceministra spraw zagranicznych. Wyborcza.pl, która pierwsza poinformowała o odwołaniu Greya, podała, że został on odwołany pilnie, gdyż zataił fakt współpracy ze służbami USA, mimo że był o to pytany. Ministerstwo Spraw Zagranicznych zaprzeczyło tym doniesieniom. Wyobraźmy sobie podobną sytuację w Izraelu… jest to niemożliwe. Niemożliwe jest to również na Białorusi Aleksandra Łukaszenki, który tępi w swoim rządzie ludzi bezpośrednio związanych z rosyjskimi służbami. Jakim więc jesteśmy krajem? Może to tylko operetka? Jest to kolejny kamyczek do ogródka ministra Waszczykowskiego, który nie tylko nie stworzył początków niepodległej polskiej polityki zagranicznej, ale coraz mocniej mota się w swoich deklaracjach, ujawniając swoje niekompetencje —powiedział, dodając: Korporacja Geremka wgryzła się panu ministrowi w zwoje mózgowie, tak mocno, że nie może dziś pomyśleć, że Polska może być niepodległa i że może mieć swoją własną myśl o polityce zagranicznej.

Gadowski mówił także o relacjach z Chinami przy okazji wizyty w Polsce autora książek „Wojna o pieniądz” Songa Hongbinga.

Rozmawiając z panem Hongbingiem zapytałem go o jedną rzecz: czy Polska jest widoczna z perspektywy Pekinu i ten ekonomista, który jest jedną z 20 najbardziej wpływowych osób w Chinach, odpowiedział: tak, jesteście, bo geograficznie jesteście na trasie naszego wielkiego projektu, odwrócenia kierunku światowego handlu. Jest to mityczna propozycja, która nabiera kształtu. Pytając dalej, zapytałem, czy polscy politycy cokolwiek robią, żeby tę perspektywę ożywić? Z jego uśmiechu wywnioskowałem, że nie robią nic. Zajęci są awanturami z KOD-em, itp itp. Kiedy do Polski przyjechał pan Hongbing nie spotkał się z nim nikt, ani wiceminister Morawiecki, ani pani premier, ani nikt z kancelarii prezydenta, gdzie jak wiadomo od dłuższego czasu zbija się po prostu bąki. Został potraktowany jak powietrze. Jak zatem mamy prowadzić politykę zagraniczną, gospodarczą, skoro tak się zachowujemy? —pytał dziennikarz.

W „Komentarzu tygodnia” publicysta odniósł się także do ostatniej ustawy o podniesieniu kwoty wolnej od podatku.

Coraz mniej podoba mi się program Mateusza Morawieckiego, dużo w nim pięknych haseł, a mało konkretów. (…) Podniesiono ostatnio kwotę wolną od podatku, ale kto wyżyje w Polsce za 6 tys. rocznie? Wiem, że są tacy ludzie. Większość z nas, jednak zarabia odrobinę więcej. W myśl solidarności społecznej możemy się na to zgodzić. Dlaczego jednak mamy się zgadzać, że posłowie mają kwotę wolną od podatku w wysokości 30 tys. złotych. Czy w myśl klasyka Orwella są „zwierzęta równe i równiejsze, a świnie najrówniejsze?” Czy tak to wygląda? (…) Plan Morawieckiego to tylko zestaw pobożnych życzeń
—mówił.

Więcej o planie Morawieckiego, o przemilczanych deklaracjach Prawa i Sprawiedliwości na forum ONZ oraz o komisji Amber Gold w wideo poniżej.

GadowskiTV / wpolityce.pl

53. rocznica zamachu na Johna Fitzgeralda Kennedy’ego

Dzień zabójstwa Johna Kennedy’ego to jeden z najbardziej tragicznych momentów w historii USA i do dziś stawiane jest pytanie kto go zabił?

Miejsce spoczynku amerykańskiego prezydenta to niewielki plac z marmurowych płyt na jednym ze wzgórz Cmentarza Arlington pod Waszyngtonem. Na środku znajdują się kamienne płyty, na jednej z nich płonie wieczny ogień. Miejsce to odwiedzają codziennie tysiące osób.

W rocznicę zamachu polecamy wysłuchania teorii Maxa Kolonki, który stara się odpowiedzieć na pytanie kto zabił JFK?

 

 

 

Aborcja nie jest „tematem zastępczym”

Nie zapominajmy: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Jakże mamy oczekiwać błogosławieństwa we wszystkich innych sprawach naszego życia zbiorowego, skoro właśnie zbiorowo po raz kolejny usankcjonowaliśmy składanie dorocznej ofiary z ludzi. Tak jest, ofiary z ludzi – konkretnie z ok. 1000 dzieci, które złożone zostają na ołtarzu ignorancji, bezwzględności i konformizmu.

Nie, tzw. aborcja nie jest „tematem zastępczym”, jak tego znów próbowali ostatnio dowodzić niektórzy politycy i dziennikarze należący do „otuliny propagandowej” układu władzy. To jest kwestia pierwszorzędna – nie miejmy wątpliwości, że od stworzenia prawnej gwarancji bezpieczeństwa życia ludzkiego zależą losy naszego państwa. To jest, owszem, sprawa życia i śmierci, ale nie tylko tych najmłodszych z nas, jeszcze nienarodzonych, bezbronnych i niemogących nawet głosu zabrać w swojej obronie, to sprawa być albo nie być całego narodu. Dlaczego z wszystkich zdań wypowiedzianych kiedykolwiek przez Jana Pawła II do własnych rodaków to jedno okazuje się tak trudnie do zapamiętania: „Naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości”?

Nie, stosunek do aborcji nie jest kwestią „opinii” – to jest kwestia faktów. Doprawdy, ileż razy można te mrożące krew w żyłach fakty przytaczać? Zanim wdamy się z kimkolwiek w teoretyczną dysputę, upewnijmy się, że każdy z dyskutantów wie, o czym mówi. Jest XXI w., są kamery, ultrasonografy i inne cuda, każdy może to sobie przecież wyszukać i obejrzeć w sieci. Nie udawajmy, że nie wiemy – tu chodzi o rozrywanie na kawałki żywych ludzi, a nie o żadne „usuwanie produktów zapłodnienia” czy „tkanki ciążowej”. Zresztą nawet jeśli ktoś udaje, że są w tej sprawie jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to przecież właśnie wątpliwości powinny przesądzać na korzyść życia. Jeśli nie jestem pewien, czy to, co się rusza w krzakach, to zając czy człowiek, to na wszelki wypadek nie strzelam z dubeltówki, prawda?

Jako reżyser dokumentalista, autor filmów poświęconych w jakiejś mierze tym sprawom, musiałem szczegółowo zapoznać się z jeżącymi włos na głowie i wyciskającymi łzy z oczu normalnego mężczyzny realiami „procedur” i zasadami „prawa”, które mają tu zastosowanie. Cieszę się niezmiernie, że dane mi było wyraźnie opowiedzieć się po stronie życia poprzez takie filmy, w których sprawa tzw. aborcji staje w jaskrawym świetle: „Eugenika, w imię postępu”, „Nie o Mary Wagner”, „Nie jestem królikiem doświadczalnym”. Dzięki nim nie miałem w ostatnich dniach poczucia kompletnej bierności i osobistego zaniechania w tej sprawie, której rozstrzygnięcie, coraz wyraźniej to widać, decyduje o losach cywilizacji. Każdej cywilizacji.

Czy w dziejowym bilansie chcemy uplasować się w tej samej kategorii co zbrodnicze, w najgłębszej istocie satanistyczne reżimy, pod władzą których tryumfowała mentalność eugeniczna? Co bowiem dziś różni nasze przyzwolenie na śmierć 1000 dzieci podejrzanych (sic!) o potencjalną niedoskonałość (np. zdiagnozowanych jako „muminki”) od wyroków wydawanych z analogicznych pobudek eugenicznych w innych krajach i innych czasach? Nie, doprawdy tzw. kompromis aborcyjny nie jest czymś, z czego Polacy mogą i powinni być dumni. Nie jest to stan, który ze względu na jakiekolwiek racje powinniśmy akceptować i bez końca prolongować. Ten sławetny „kompromis”, przypomnijmy, plasuje nas na poziomie cywilizacyjno-prawnym Trzeciej Rzeszy Adolfa Hitlera. Tam również nie wolno było z mocy prawa dowolnie i legalnie zabijać wszystkich nienarodzonych dzieci – tylko niektóre. Jakie? Ano te skazane zaocznie i arbitralnie na śmierć przez konsylium lekarskie, a więc nie wyrokiem sądu ani nawet nie w trybie decyzji administracyjnej. Jeśli już nie sam koszmar tzw. zabiegu, to czyż arbitralność i nieformalność tych wyroków powinna budzić sprzeciw każdego legalisty. Ale jakoś nie budzi.
Przeciwnie – w ostatnich dniach mieliśmy do czynienia z kolejnym w tej sprawie festiwalem hipokryzji, w którym dwie pierwsze nagrody ex aequo zgarnęli bezapelacyjnie liderzy i klakierzy aktualnej większości parlamentarnej. Ale nagroda specjalna tego festiwalu należy się chyba jednak rzecznikowi episkopatu, który po raz już nie wiadomo który dystansując się od złożonego w Sejmie „obywatelskiego projektu”, podkreślał nawet niepytany, że „biskupi są przeciwko karaniu kobiet”, tak jakby to było istotą proponowanych rozwiązań. À propos: czy dobrze rozumiem księdza rzecznika, że dzieciobójstwo w Polsce ma nie być uznane za przestępstwo? Zamiast po raz kolejny wpisywać się w narrację, jaką dyktuje „GWiazda śmierci”, czyż tak trudno było zadbać o to, by klarowny i zwięzły (zaledwie dwie strony) projekt ustawy, o której mowa, trafił przynajmniej do każdej parafii w kraju? Zamiast tego jednak mieliśmy zbiorowy oddech ulgi, tak po stronie władzy świeckiej, jak i, niestety, duchownej. Rekord podłości pobiły insynuacje, że to „prolajferzy” ponoszą odpowiedzialność za całą sytuację, że zachowali się co najmniej nierozważnie, a może wręcz wzięli udział w prowokacji, której celem było utrudnienie, ba! może nawet zablokowanie dobrej zmiany. Że owszem, wszyscy są za życiem, ale akurat nie tu i nie teraz. Notabene niejako przy okazji, mimochodem rządząca partia wyrzuciła do kosza inne projekty prawa, zmierzające do ukrócenia w Polsce i innych wołających o pomstę do nieba procederów, na czele z takim skrajnym przypadkiem mentalności eugenicznej i aborcyjnej, jakim jest tzw. in vitro.

Kto jednak w tych dniach oglądał relacje z Sejmu, ten nie może mieć wątpliwości – to właśnie dr Joanna Banasiuk i mec. Jerzy Kwaśniewski z Ordo Iuris, to Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro – Prawo do Życia, to oni bronili tam nie tylko życia nienarodzonych, ale po prostu honoru Polski. I to po ich stronie były tu wszelkie racje, także polityczne, wbrew temu, co się chyba zdaje samemu prezesowi Kaczyńskiemu i tym, którzy od tygodnia nachwalić się nie mogą finezji jego manewru odwrotowego. Tymczasem właśnie powaga naszej sytuacji międzynarodowej, skala wyzwań i zagrożeń, wobec których stoimy, to wszystko tym bardziej skłaniać powinno do kategorycznego opowiedzenia się za prawem do życia. Nie zapominajmy: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Jakże mamy oczekiwać błogosławieństwa we wszystkich innych sprawach naszego życia zbiorowego, skoro właśnie zbiorowo po raz kolejny usankcjonowaliśmy składanie dorocznej ofiary z ludzi. Tak jest, ofiary z ludzi – konkretnie z ok. 1000 dzieci, które złożone zostają na ołtarzu ignorancji, bezwzględności i konformizmu.

Grzegorz Braun

Oswajanie aligatora

Szanowni Państwo!

Szwaby i kacapy nigdy dobrze nam nie życzyły. Szwab zawsze nas oszwabiał, a kacap mordował, albo rusyfikował. Od wieków nic się w nastawieniu tych nacjach nie zmieniło i żadne zaklinanie rzeczywistości tu nie pomoże, przeciwnie rozzuchwala naszych odwiecznych wrogów. Zarówno „przyjaźń niemiecko-polska” jak i „rosyjsko-polska”, to czysta fikcja. Istnieją tylko różne układy interesów Moskwa – Berlin nad naszymi głowami i naszym kosztem. Można w nieskończoność próbować oswajać aligatory, ale jeszcze nikomu się to nie udało.

Powinniśmy się cieszyć z osłabienia Unii Europejskiej po wyjściu z niej Wielkiej Brytanii. To nasza wielka szansa wybicia się na prawdziwą niepodległość. Chcę wierzyć, że nasz rząd to rozumie, a retoryka o „umacnianiu więzi z UE” jest tylko inteligentnym kamuflażem.

Jako miłośniczka kryminałów, zwłaszcza z politycznymi podtekstami, często się zastanawiam jakbym postąpiła, gdybym miała decydować o ważnych dla Polski sprawach, w obliczu nie tylko różnych opinii, odnośnie do przewidywanych skutków mojej decyzji, ale też nacisku różnych grup interesów. Myślę, że konieczna byłaby umiejętność wcielenia się w co najmniej podwójnego agenta. Natomiast udawanie tresera aligatorów zostawiłabym osobnikom pokroju Króla Europy.

Pozdrawiam i do następnej soboty
Małgorzata Todd

Election Fraud in Austria? Skandal wyborczy w Austrii – Max Kolonko Mówi Jak Jest

Austriacki TK: w wyborach prezydenckich wykryto nieprawidłowości, które dotyczyły 77,926 głosów – WYBORY BĘDĄ POWTÓRZONE – zaprzysiężenia Van der Bellena na prezydenta nie będzie – Van der Bellen wygrał nad prawicowym Hoferem różnicą 31,026 głosów korespondencyjnych. Zobacz co Max mówił o wyborach w Austrii w MaxTVnews, kiedy nikt nie wierzył w powtórkę.

Dodatnie i ujemne plusy Brexitu

Ajajajajajajaj! Co to będzie? Panie Cyngielman, pan ruszaj na ratunek Europie, a jak pan nie możesz, to przyślij mi pan te dwanaście tuzinów gaci! Ajajajajajajaj! Jak tak dalej pójdzie, to europejsy ogłoszą paneuropejską żałobę („A my wszyscy w żałobie!”) jako nieutuleni w żalu po brytyjskim referendum. Premier Cameron najwyraźniej tego się nie spodziewał, skoro natychmiast złożył dymisję. Chodziło mu raczej o podlizanie się angielskim narodowcom, no i wytargowanie dla Wielkiej Brytanii Korzystniejszych warunków w Eurokołchozie, co nawiasem mówiąc, mu się udało, bo Nasza Złota Pani opowiedziała się za mniejszym złem – ale niczym uczeń czarnoksiężnika uruchomił proces, który nabrał własnej dynamiki, zwłaszcza w kontekście muzułmańskiej inwazji, której zorganizowanie węgierski premier Orban przypisuje żydowskiemu grandziarzowi finansowemu Jerzemu Sorosowi. Jaki Soros ma w tym interes? Jakiś musi mieć; warto przypomnieć, że Żydzi są mściwi, jak mało kto, a w tej sytuacji nie można wykluczyć, że wpadli na pomysł, by zemścić się na mniej wartościowych europejskich narodach rękami bisurmanów.

Powodem tej wędrówki ludów jest bowiem wtrącenie licznych krajów Bliskiego i Środkowego Wschodu oraz Afryki Północnej w stan krwawego chaosu. Licznych – ale nie wszystkich, bo taka np. Jordania, którą przecież rządzi tyran, ale która jeszcze bodajże w 1994 roku podpisała z bezcennym Izraelem traktat pokojowy w następstwie którego stała się rodzajem „bliskiej zagranicy” dla Tel Awiwu, nie doświadcza ani żadnych jaśminowych rewolucji, ani wojen o pokój i demokrację, jaką w sąsiedniej Syrii toczą z tamtejszym tyranem „bezbronni cywile”, wynajęci i wytresowani przez CIA, ani „misji pokojowych”, które w stan krwawego chaosu wtrąciły Irak , ani „misji stabilizacyjnych”, które, przy niejakim udziale naszej niezwyciężonej armii („tam wódz taliby gromi, a wzdycha do Kraju”), ściągnęły na Afganistan straszliwe paroksyzmy. Tedy pod pretekstem krwawego chaosu setki tysięcy młodych bisurmanów ruszyły na Europę. O żadnej integracji nie może być mowy, bo mniej wartościowe europejskie narody, poddawane przez europejsów od kilkudziesięciu lat politpoprawnej tresurze, chcą już tylko wypić i zakąsić, no i oczywiście rżnąć się z kim popadnie bez żadnych konsekwencji, w związku w tym wzbudzają w wyznawcach Allaha bezgraniczną pogardę.

Nie można tedy wykluczyć, że starsi i mądrzejsi, którzy potrafili owinąć sobie wokół palca nawet sławnych na cały świat amerykańskich twardzieli, którzy skaczą przed nimi z gałęzi na gałąź, wykombinowali sobie, że przy pomocy bisurmanów zrobią porządek z mniej wartościowymi narodami europejskimi („wnet by ją ubrał w gelabiję, spuściłby suce lanie kijem, po czym umieścił ją w haremie pod czujną eunucha strażą”), przekształcając je w niewolniczą masę, podobną do tej w jaką bolszewicy przekształcili Rosjan. To by nawet dobrze wyjaśniało przyczynę, dla której żydowscy szowiniści tak energicznie zwalczają ruchy nacjonalistyczne w krajach swego osiedlenia, między innymi przy pomocy piekielnej triady w postaci państwowego monopolu edukacyjnego, mediów i przemysłu rozrywkowego, do którego coraz szerszym frontem włącza się Kościół katolicki w ramach stręczenia tak zwanego „judeochrześcijaństwa”.

Wróćmy jednak a nos moutons, czyli do brytyjskiego referendum. Zapoczątkowuje ono nakreśloną w traktacie lizbońskim procedurę „wychoda”. Brytyjski rząd, zobligowany rezultatem referendum, musi złożyć wniosek o wystąpienie z Unii Europejskiej, który następnie stanie się przedmiotem negocjacji na temat warunków wystąpienia. Jeśli negocjacje doprowadzą do porozumienia, to przedstawione ono będzie do zatwierdzenia Radzie Europejskiej i Europejskiemu Parlamentowi i po ewentualnym zatwierdzeniu Wielka Brytania opuści UE na uzgodnionych warunkach. Te procedury muszą trochę potrwać, a jeśli nawet do porozumienia by nie doszło, albo nie zostało ono zatwierdzone, to Wielka Brytania mogłaby opuścić UE nie wcześniej, niż za dwa lata od złożenia wniosku. Warto dodać, że brytyjski rząd w każdej chwili może swój wniosek wycofać, więc tak naprawdę nic nie jest jeszcze przesądzone.

Niemniej jednak niemiecki minister spraw zagranicznych Walter Steinmeier, zwołał spotkanie „założycieli Unii” Nietrudno domyślić się – po co. Niemcy chcą wysondować, czy „ojcowie założyciele” zaakceptują program przywracania pruskiej dyscypliny w reszcie Eurokołchozu, czy nie. Jeśli zaakceptują – a wiele wskazuje na to, biurokratyczne środowiska „ojców założycieli” dla zachowania swoich alimentów zgodzą się na wszystko, no to przywracanie pruskiej dyscypliny rozpocznie się niezwłocznie i to być może – właśnie od Polski. Warto przypomnieć, że właśnie wobec Polski w styczniu br. została wszczęta bezprecedensowa procedura sprawdzania stanu demokracji i praworządności i jest ona w pełnym toku. Pan minister Waszczykowski poinformował, że rząd wygotował „odpowiedź” na „opinię” Komisji Europejskiej, która w następnym ruchu sformułuje pod adresem polskiego rządu „zalecenia”. Rząd te zalecenia może wykonać, albo nie; jeśli wykona, no to skapituluje – oczywiście pod hasłem umacniania suwerenności, bo jakże by inaczej? Jeśli je zlekceważy, no to Unia Europejska dla podtrzymania swego prestiżu będzie musiała rozstrzygnąć die polnische Frage przy pomocy procedury przewidzianej w traktacie lizbońskim pod nazwą „klauzuli solidarności”, przewidującej usuwanie zagrożeń dla demokracji również przy pomocy interwencji wojskowej. W takiej sytuacji możliwy jest nawet scenariusz rozbiorowy, zwłaszcza gdyby stare kiejkuty zobowiązały się, że nowy rząd, np. z panem Kijowskim jako premierem, w podskokach zrealizuje żydowskie roszczenia wobec Polski. Czyż możemy się łudzić, że Nasz Najważniejszy Sojusznik nie tylko się temu nie sprzeciwi, tylko z radości przyklaśnie? A skoro przyklaśnie temu, to dlaczego miałby nie zgodzić się na rewizję postanowień konferencji poczdamskiej odnośnie „ziem utraconych”? Skoro w ramach kaptowania Niemiec do krucjaty przeciwko złemu ruskiemu czekiście Putinowi, co to chciałby „judeochrześcijańską” Europę „sputinizować” właśnie pozwolił na tworzenie Europejskiej Straży Granicznej, która – co tu ukrywać – jest początkiem tworzenia „europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO”, czyli wyprowadzania Bundeswehry spod amerykańskiej kurateli, to znaczy, że możemy spodziewać się wszystkiego.

Bo gdyby Brexit spowodował tylko „efekt domina” to znaczy – postępującą likwidację projektu politycznego pod nazwą „Unia Europejska”, który został nałożony na pierwotny projekt ekonomiczny w postaci Wspólnego Rynku, to mogłaby to być felix culpa, bo Wspólny Rynek by przetrwał, a nawet otrzymałby potężny impuls rozwojowy dzięki rozluźnieniu biurokratycznego gorsetu. Ale nie możemy zapominać o zasadzie Murphy’ego, że jeśli tylko coś złego może się stać, to na pewno się stanie.

Stanisław Michalkiewicz