Stefan Czesław Anders
Anatomia fałszu
Odnośnie wojny polsko-krzyżackiej w 1410 roku możemy mówić – o tym czego uczą polskie dzieci o tych wydarzeniach – jedynie jako o klasycznej manipulacji świadomością. Manipulacja ta rozpisana na szczegóły jest bardzo prosta.
W celu zrozumienia całości zagadnienia prześledźmy nieco szerzej ówczesne wydarzenia.
Mało kto wie o tym, że Bitwa pod Grunwaldem była 15 lipca, zaś pięć dni wcześniej, czyli 10 lipca 1410 roku rządzący na Węgrzech i w Brandenburgii król Zygmunt z Luksemburga – przy okazji fanatyczny Niemiec (i wkrótce cesarz niemiecki), formalnie wypowiedział Polsce wojnę i ogłosił na Węgrzech mobilizację. Tu warto dodać, że ówczesne Węgry to był ogromny kraj, bardzo zasobny, bogaty i potężny militarnie. Król Polski na polach Grunwaldu wiedział o tym, że ma wojnę na dwa fronty, a przeciwko sobie antypolską koalicję. Ta wiedza nieco zmienia opinię o królu-idiocie, co to nie chciał zdobyć Malborka, chociaż (niby) mógł, nieprawdaż?
Pominięcie w nauczaniu historii wydarzeń z Soboru w Konstancji i tryumfu polskiej delegacji – co m.in. spowodowało trwałą utratę poparcia w Europie przez Krzyżaków – to już zbrodnia socjotechniczna. Takich tryumfów jak wtedy przypadł Polakom w historii każdego narodu nie ma wiele. Nadto wydarzenia na soborze wiązały się z wojną z lat 1409÷1411 i były jej bezpośrednim następstwem. Polska została oficjalnie wezwana przed sąd Soboru za sprzymierzenie się z poganami i mordowanie katolickich Krzyżaków! Jan Falkenberg, krakowski dominikanin, działający w interesie Krzyżaków wykładowca Akademii Krakowskiej przekazał uczestnikom swoje dziełko „Satyra na herezje i inne nikczemności Polaków oraz ich króla Jagiełły”. Oskarżał w nim Polskę o „nikczemne przestępstwo” korzystania ze wsparcia wojskowego pogan w wojnie prowadzonej z Zakonem. Argumentował, że wolno zabijać pogan tylko dlatego, że są poganami – natomiast Polaków tym bardziej, bo z poganami się sprzymierzają. Według Falkenberga Polacy powinni być eksterminowani, pozbawieni suwerenności i sprowadzeni do roli niewolników. Zaraz, zaraz, skąd my to znamy? Wygląda na to, że wszystko już było!!!
Wróćmy teraz do manipulacji faktami. Klasyczne „odcięcie informacji” (czy jak kto woli przemilczenie, zatajenie faktów) obejmuje sam przebieg wojny. Przypomnijmy, że była to wojna czterech wielkich bitew, a nie tylko jednej. Wszystkie były całkowitymi, miażdżącymi zwycięstwami Polaków. Całkowitą zmową milczenia objęte są w tej wojnie wielkie sukcesy polskiego wywiadu i kontrwywiadu. Były one wprost nieprawdopodobne i niesłychanie ważne!
Oprócz przemilczania wydarzeń, kluczowym elementem w omawianej manipulacji świadomością historyczną młodych Polaków (i prawdą historyczną) jest też jawne fałszowanie faktów. Dzisiaj naucza się, że na polach Grunwaldu starły się siły po około 20-25 tysięcy ludzi. Jeżeli ktoś tak poważnie myśli – mówił tak m.in. ksiądz Piotr Natanek w jednym ze swoich kazań – to jednocześnie głosi tezę, że krzyżacka chorągiew jako jednostka bojowa składała się najwyżej z… 10 rycerzy! Wiemy ze źródeł historycznych, że pod Grunwaldem polegli dowódcy wszystkich 700 krzyżackich chorągwi, a chorągiew należy liczyć jako co najmniej 100 jeźdźców (rycerzy i giermków). Najskromniej licząc STU. Prosty rachunek (700 x 100 = 70 000) pokazuje, że po stronie Krzyżackiej walczyło przynajmniej 70 tys. konnych.
Trzecim sposobem manipulacji jest dodanie fałszywych komentarzy, jak choćby o królu pobożnisiu na pokaz, co to trzech Mszy Świętych przed Bitwą słuchał, królu idiocie, który mógł anektować państwo krzyżackie, a tego nie zrobił, czy o wielkim zwycięstwie militarnym kompletnie zmarnowanym politycznie. W zestawieniu z prawdą historyczną te wszystkie komentarze są jednym wielkim fałszem ponieważ nie odnoszą się do sytuacji politycznej Polski w tamtym czasie, patrz choćby niebezpieczeństwo uderzenia na kraj z południa przez Węgrów.
Autorzy tych komentarzy nawet nie postarają się postawić pytania, jakie były w tej wojnie cele wojenne obu stron?
Polskie cele był bardzo proste:
- w rysującym się pierścieniu wrogich potęg otaczających Polskę i wobec zapowiadającej się ogólnoeuropejskiej krucjaty antypolskiej zniszczyć siły uderzeniowe najgroźniejszego wroga – Zakonu Krzyżackiego. Nadto zrobić to jak najszybciej i jak „najdokładniej” – zanim dojdzie do możliwej wojny z koalicją antypolską na wielu frontach;
- Przed zawarciem rozejmu odzyskać Żmudź – by przeciąć ogromne państwo krzyżackie na dwie części nie połączone drogą lądową – a jeśli się da, to odzyskać jeszcze polskie prowincje przygraniczne – Ziemię Dobrzyńską i Ziemię Chełmińską.
Wszystkie te cele po mistrzowsku zrealizowano. Nadto wielkie zwycięstwo doskonale wykorzystano propagandowo, co było akurat bardzo ważne. Jeszcze nie skończył się wrzesień 1410 roku, a już cała Europa wiedziała o straszliwej klęsce na polach Grunwaldu, a o krucjacie ogólnoeuropejskiej przeciwko Polakom zaczęto wszędzie mówić ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem. Strategicznie Polakom zależało na uniemożliwieniu Krzyżakom, stojącym u szczytu potęgi, dalszej ekspansji na wschód i osiągnięcia przez ich państwo statusu ówczesnego supermocarstwa. Słowem – chodziło o powstrzymanie szybko rosnącej potęgi krzyżackiego państwa, „odwrócenie trendu” i skierowanie tego państwa na drogę ruiny.
Cele Krzyżaków był jeszcze prostsze, przede wszystkim chcieli:
- unicestwić państwo polskie;
- anektować jego północne prowincje;
- stworzyć sobie warunki do pozbawionej przeszkód dalszej ekspansji na wschód.
W roku 1409 wszystkie te cele były realne, a Krzyżacy wypowiadając wojnę Polsce wiedzieli, że mają przewagę siły po swojej stronie.
Tamtych czasów „who is who”…
Ówczesne Państwo Krzyżackie – obejmowało swoim zakresem dzisiejszą Estonię, Łotwę, Żmudź, późniejsze Prusy Wschodnie, całe Pomorze Gdańskie i tzw. Nową Marchię, czyli ziemie wokół Gorzowa Wielkopolskiego i dzisiejszej Piły. Terytorialnie było to czwarte państwo Europy, a militarnie posiadało najsilniejsza w Europie armię zawodową, przeważnie niemieckich najemników. Na stopie pokojowej wojska zakonu liczyły ok. 30 tys. ludzi, co w tamtych czasach było ogromną potęgą. Krzyżacka stolica Malbork (Marienburg) była zarazem największą i najlepiej chronioną fortecą Europy. Ogromne zapasy zgromadzonego uzbrojenia pozwalały w szybki sposób powiększyć krzyżackie siły zbrojne nawet cztery razy! Państwo krzyżackie było najbardziej zmilitaryzowanym, najsilniejszym wojskowo krajem Europy.
Dochody Krzyżaków – brały się z kilku źródeł. W tamtych czasach arteriami handlowymi były nie linie kolejowe czy autostrady – tylko rzeki. Kto kontrolował port przy ujściu do morza dużej rzeki – pobierał opłaty od całego eksportu i importu w jej dorzeczu. Krzyżacy kontrolowali ujścia trzech rzek o znaczeniu międzynarodowym: Wisły, Niemna i Dźwiny (port w Rydze). Cła nakładane na wwożone i wywożone nie należały do niskich. Nadto w państwie krzyżackim istniał system państwowych monopoli, z których najwyższy dochód przynosiły Krzyżakom młyny (wszystkie były własnością zakonu), dalej monopol solny i inne. Tu warto wspomnieć, że Sienkiewicz w „Krzyżakach” opisuje fakt prześladowania ludności za posiadanie żaren. Powód był prosty. Żywność ze zboża można przygotować dopiero po zmieleniu ziarna. Chcesz jeść musisz płacić za zmielenie mąki w krzyżackim młynie.
– Chwała Bogu i za to – mówił. – Ciężkie życie pod naszymi niemieckimi panami. Ponakładali podatki i od miewa takie, że ubogi człek musi z plewą ziarno gryźć jak bydlę. A gdzie żarna w chałupie znajdą, tam chłopa skatują, dobytek zagarną, ba! dzieciom i babom nie przepuszczą… Nie boją się oni ni Boga, ni księży, jako i wielborskiego proboszcza, który im to przyganiał, na łańcuch wzięli. Oj, ciężko pod Niemcem! Co tam człek ziarna między dwoma kamieniami ugniecie, to tę przygarść mąki na świętą niedzielę chowa, a w piątek tak jeść musi jako ptacy. Ale chwała Bogu i za to, bo przyjdzie-li przednówek, to i tego nie stanie… Ryby łowić nie wolno… zwierza bić też… Nie tak jak na Mazowszu.
Gdyby dochodów własnych było za mało na wezwanie Krzyżaków z pomocą finansową spieszyła im cała Europa, monarsze dwory, miasta, książęta i baronowie, biskupi i arcybiskupi, a szczególnie całe Cesarstwo Niemieckie. Dawało to niewyobrażalne sumy pieniędzy. Gdy przejrzeć stare kroniki, to można zobaczyć jakie sumy pieniędzy zrzucano „na tacę” w czasie kolekty choćby we wspomnianej Saragossie. Zdaje się, że gdy hiszpańskie panie w XIV czy na początku XV wieku posłyszały o tacy na „Zakon Marii” (oficjalnie Krzyżacy nazywali się Zakonem Najświętszej Marii Panny) oddawały dosłownie ostatnie grosze! Dlatego też Krzyżaków było stać na niesłychane inwestycje budowlane, a zwłaszcza na ich niezwykłe zamki. Budowali je w odległości 30-40 km jeden od drugiego. W każdym zamku istniała bardzo wysoka wieża sygnalizacyjna. (Była nią np. najwyższa wieża zamku w Malborku. Z tej wieży widać wyraźnie taką samą wieżę zamku w Tczewie czy w Elblągu.) Te wieże służyły do dawania sygnałów ogniowych w nocy, a dymnych w dzień. Takim „telegrafem” wiadomości z najdalszych krańców państwa docierały do Malborka nawet w ciągu czterech godzin! Państwo krzyżackie było wzorem doskonałej organizacji, aczkolwiek nie cieszyło się uznaniem zamieszkującej je ludności, a to głównie z racji wysokich opłat „monopolowych” i ogólnie wysokie podatków.
Krzyżacka propaganda antypolska – rozwinęła się zaraz po Unii Polsko-Litewskiej w Krewie w 1386 roku. Krzyżacy operowali argumentem, że Polacy chrzcząc Litwę odebrali im podstępnie tereny nadane przez cesarza Niemiec jako lenno. Sprawa nadania wynikała z tzw. doktryny legizmu przyznającej Cesarzowi Niemieckiemu prawo do nadawania ziem jako lenn w dowolnym miejscu na świcie komu tylko zechce. Doktrynę legizmu obali polska delegacja na Soborze w Konstancji jako sprzeczną z Ewangelią, ale będzie to dopiero w 1418 roku. Póki co Krzyżacy znajdowali w całej Europie posłuch. Ponieważ na początku XV wieku zakon stał u szczytu potęgi i myślał o zasadniczym powiększeniu swego terytorium antypolską propagandę względem największego konkurenta nasilono. Poczynając od 1406 roku Krzyżacy rozprowadzili po Europie przeszło 10 tysięcy broszur napisanych przez zakonnika Dominikanina, który rzekomo był w Polsce i twierdził, że Polacy tylko udają katolików, a faktycznie czczą złotego cielca i w każdej polskiej wiosce jest taki cielec odlany ze złota – mniejszy lub większy. A ci okropni Polacy oddają tym cielcom pokłony. Korespondowało to z listami rozsyłanymi przez Wielkiego Mistrza Zakonu ze skargami, że Polacy sprzymierzyli się z pogańskimi Litwinami, którzy też tylko udają katolików, i razem mordują niewinnych Niemców. Tego Dominikanina na żądanie Polski wezwano przed Sobór w Konstancji. Zmuszony do zeznań przyznał, że w Polsce nigdy nie był, napisał w swojej broszurze, co mu Krzyżacy kazali, bowiem obiecali mu sowitą zapłatę – tylko nigdy nic nie zapłacili. Jednak póki co „ci fałszywi i krwawi Polacy” wywołali powszechny gniew w całej Europie, a informacje o złotych cielcach w każdej wiosce rozpalały wyobraźnię. W związku z tym na wezwanie Krzyżaków w 1409 roku pośpieszyło im na pomoc 10 tysięcy rycerzy z całej Europy – w tym nawet z dzisiejszej Hiszpanii i ze Szkocji! Razem z giermkami i służbą stanowili ponad 50 tys. ludzi! W 1409 roku nie ogłoszono ogólnoeuropejskiej krucjaty przeciwko Polsce tylko dlatego, że uznano, że taka ogromna armia i tak da sobie radę z tymi „okropnymi Polakami”, a na wezwanie do krucjaty i tak nie stawiłoby się więcej ochotników. Polska dyplomacja, polskie duchowieństwo próbowały te oszczerstwa kontrować, jednak Polakom nie wierzono. Z całym zaufaniem wierzono Krzyżakom umiejętnie kreującym swój wizerunek „ubogich zakonników-rycerzy, rycerzy Marii”.
Początek wojny – stojące u szczytu potęgi państwo krzyżackie w 1408 roku przystąpiło do zasadniczej ekspansji terytorialnej, a konkretnie zaatakowało Psków i Nowogród Wielki. Pskowa Niemcy nie zdobyli tylko ze względu na przedwczesną i wyjątkowo mroźną zimę. By nie dopuścić do ponowienia ataku Litwini wywołali antykrzyżackie powstanie na Żmudzi i z miejsca je wsparli swoimi wojskami. W odwecie Krzyżacy wypowiedzieli wojnę Polsce. Po formalnym wypowiedzeniu wojny zawarto rozejm, a obie strony w szybkim tempie rozwinęły maksymalny wysiłek mobilizacyjny. W 1411 roku, gdy zawarto rozejm kończący działania wojenne, okazało się, że powstanie żmudzkie było pierwszym wielkim zwycięskim powstaniem narodowym w historii Polski. Żmudź na trwałe powróciła do Litwy.
Polski wywiad i kontrwywiad – polskie służby specjalne sprawdziły się w tej wojnie doskonale. Praca ich polegała na domyślnym, tu trzeba przyznać, że jednocześnie znakomitym, rozpoznaniu niemieckich szpiegów i podrzucaniu im fałszywych informacji. Nie mamy dziś pewności, czy ówczesnym Polakom nie udało się wprowadzić jakiegoś super agenta w otoczenie Wielkiego Mistrza. W praktyce bowiem ówczesne polskie spec służby robiły z Krzyżakami co chciały. Niemieccy stratedzy zostali „zrobieni w balonik” co najmniej trzy razy.
W okresie planowania kampanii dzięki informacjom podrzuconym przez polski wywiad Wielki Mistrz Ulrich von Jungingen był pewien, że w 1410 roku nastąpi uderzenie odwetowe z kierunku Pskowa na Rygę. Zostawił więc w okolicach Rygi około 20 tysięcy swoich doborowych wojsk! Kolejna spekulacja również okazała się nietrafiona. Wieli Mistrz spodziewał się polskiego ataku z kierunku Bydgoszczy na Gdańsk więc w okolicach Grudziądza czekał na polskiego króla. Tymczasem Polacy w okolicach Zakroczymia po zbudowanym, pierwszy raz w historii, moście pontonowym przeszli sobie na północny brzeg Wisły i pomaszerowali na Malbork. Marsz prowadzono powoli, tak żeby Ulrich zdążył zastąpić im drogę i przyjąć walną bitwę w polu. Tenże Ulrich tak się spieszył, że zostawił pod Grudziądzem prawie całą swoją piechotę i zastąpił Polakom drogę praktycznie tylko z ciężką kawalerią i taborem. Pozostawionej pod Grudziądzem piechocie kazał maszerować do Malborka pod wodzą komtura, którego uważał za najgłupszego – Konrada von Plauen. W ten sposób uratował temu ostatniemu życie, nie przypuszczał nawet, że von Plauen zostanie następnym Wielkim Mistrzem, jako jedyny komtur, który ocalał. W ten sposób praca polskiego wywiadu doprowadziła do tego, że pod Grunwaldem Krzyżacy mieli zaledwie około 70% swoich sił, a Polacy i Litwini 100%.
Majstersztykiem działań wywiadowczych była też mało znana bitwa pod Koronowem. Odstępujący od Malborka Polacy wciągnęli nowego Wielkiego Mistrza Konrada von Plauen w kolejną dużą bitwę. Zaraz po odstąpieniu Polaków do krzyżackiej stolicy przybyły wojska pozostawione pod Rygą, a konkretnie wchodząca w ich skład ciężka jazda. Na czele tych świeżych sił nowy Wielki Mistrz pragnąc popisać się przed Europą jakimś zwycięstwem zaatakował polską tylną straż. Mimo wysiłków poniósł straszliwą klęskę w bitwie pod Koronowem. Wpadł w polską pułapkę, bo dziwnym zbiegiem okoliczności wojska polskie akurat już na niego czekały.
Faktyczny przebieg wojny – po niewyobrażalnej klęsce Krzyżaków pod Grunwaldem, należało „posprzątać”. Przeszło 150 tysięcy trupów ludzkich i końskich w wypadku nie pochowania groziło epidemią. Nonsensem jest myślenie, że Polacy mogli zdobywać Malbork, Gdańsk, Tczew czy Elbląg. Jeżeli chodzi o Malbork to owszem mogli zdobyć tylko tzw. zamek dolny. Czyli właściwie przedzamcze. Ewentualnie miasto Malbork przyległe do zamku wysokiego od północnego wschodu. Tzw. zamek średni i zamek wysoki były jednak tak umocnione, że bez ciężkich machin oblężniczych i długiego oblężenia, a nadto dużych strat własnych były „nie do ruszenia”. Mieszczanie, zwłaszcza Gdańska czy Torunia, Tczewa czy Elbląga byli gotowi z radością Polaków wpuścić ale w każdym takim mieście pozostawał jeszcze krzyżacki zamek. Potężne cytadele, pośpiesznie obsadzano pozostałą najemną piechotą, tą która nie brała udziału w bitwie pod Grunwaldem, i marynarzami z krzyżackich okrętów. Cytadele były gotowe do obrony i nie zamierzały kapitulować. Zdobycie tych twierdz wymagała dużo czasu, mogło generować duże straty, a nade wszystko niepotrzebnie wiązało polskie wojska.
Nie wiemy jak silnym oddziałem piechoty dowodził von Plauen maszerując z Grudziądza na Malbork. Wiemy jednak, że zdołał obsadzić krzyżacką stolicę dostatecznymi siłami. Wiemy również, że król Polski miał już meldunki o gromadzących się wojskach węgierskich mających uderzyć na Kraków, ciągle trzeba pamiętać o mobilizacji ogłoszonej na Węgrzech przez Zygmunta Luksemburczyka. W tej sytuacji polskim planem nie było zdobywanie Malborka, ani wyczerpywanie czy rozpraszanie głównych sił. Po bitwie pod Grunwaldem polski plan obejmował wywabienie Niemców z głównej twierdzy i zniszczenie ich siły żywej w kolejnej dużej bitwie! I to perfekcyjnie wykonano! Wiemy też, że król Polski wrócił na południe na czas. Atakujące od południa wojska krzyżackiego sojusznika Zygmunta z Luksemburga zostały doszczętnie pobite w bitwach pod Nowym i Starym Sączem. Klęska Węgrów spowodowała, że król Czech Wacław IV z Luksemburga, nota bene bliski krewny Zygmunta Luksemburczyka króla Węgier wycofał się z pomysłu przyłączenia się do koalicyjnej wojny przeciwko Polsce. W podobny sposób zachował się pochodzący z rodu Luksemburgów władca Brandenburgii.
Sytuacja międzynarodowa Polski w 1411 roku, w stosunku do tej z 1409 roku to było „Niebo, a ziemia”. Jedynym małym niepowodzeniem był fakt, że krzyżackie piechoty, które w końcu przybyły z Łotwy, kontratakowały na zdobyte przez Polaków zamki (zdobyte przed bitwą pod Grunwaldem, zwłaszcza ważny zamek w Szczytnie) i mimo dzielnego oporu zdobyły je. Jednak wojska króla Jagiełły zajęte Węgrami nie mogły obleganym załogom w tym momencie pomóc.
Co takiego wydarzyło się na Soborze w Konstancji? Ten ważny Sobór zakończył tzw. schizmę zachodnią. Czas dwóch papieży – jednego w Awinionie i jednego w Rzymie – dobiegł końca. A co tam robili Polacy? O dużo! Polska – jak wspomnieliśmy – została formalnie wezwana na sąd Soboru za sprzymierzanie się z poganami i mordowanie chrześcijan. Polacy zażądali, by delegacja Soboru udała się na Polskę i na Litwę. Faktycznie delegacja wyruszyła. Powróciła po dwóch latach ze stwierdzeniem, że są to kraje nienagannie katolickie. Jak wspomnieliśmy, oficjalnie przesłuchiwano przed całym Soborem owego Dominikanina od „złotych cielców”. Wiemy już, że trakcie przesłuchania wycofał się ze swoich oskarżeń i powiedział całą prawdę. Był to przełomowy moment, od tej chwili cała Europa poczęła postrzegać Krzyżaków jako kłamców i oszustów.
Zwierzchnikiem polskiej delegacji na Sobór w Konstancji był Biskup krakowski Mikołaj Trąba. W latach 1409÷11 ksiądz Mikołaj Trąba był przewodniczącym polskiej Rady Wojennej przy królu Władysławie Jagielle i domyślnie zapewne także szefem ówczesnych polskich spec-służb. W roku 1412 poparcie królewskie wyniosło go do godności Biskupa królewskiego Krakowa. Jako prawnik wspomagał biskupa Trąbę rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego ksiądz profesor Paweł z Włodkowic. Ten z ekipą swoich prawników i teologów odniósł ogromny sukces na Soborze udowadniając, że doktryny legizmu i nawracania przemocą, a zwłaszcza poprzez wojnę zaborczą, tak jak robią to Krzyżacy, są sprzeczne z Chrystusową Ewangelią. Powszechnie dziwili się Ojcowie Soborowi – „Jak mogliśmy tych spraw, tak ważnych i prostych wcześniej nie rozumieć???” Ksiądz profesor wynajął też doborowych prawników z Włoch, z pomocą których udowodnił przed całym Soborem m.in. fakt, że akt nadania Krzyżakom w lenno Ziemi Dobrzyńskiej przez jednego z Papieży – jakim się posługują „pobożni zakonnicy” – jest dokumentem sfałszowanym, spreparowanym przez Krzyżaków. Dla Europy był to kolejny szok. Publiczne wykazanie krzyżackich machlojek doprowadziło do tego, że poparcie Europy dla Zakonu skończyło się raz na zawsze. Od tej chwili mieli już tylko co najwyżej pomoc z Niemiec, a i to z o wiele mniejszym entuzjazmem. Sukces Polski był całkowity. Osiągnęliśmy ogromne zwycięstwo militarne, a jednocześnie nasza dyplomacja pozbawiła Krzyżaków wsparcia całej Europy. Można zastanowić się na co liczyli Krzyżacy oczerniając Polskę w oczach władców ówczesnej Europy, czy fałszując papieskie dokumenty. Otóż zwycięzców się nie sądzi, a oni liczyli na zwycięstwo w starciu z Polską.
Wykazanie niezgodności z Ewangelią doktryn legizmu i nawracania poprzez wojnę zaborczą było największym sukcesem polskich teologów. Na podobne międzynarodowe tryumfy na polu religii Polska musiała czekać aż do czasów kardynała Hozjusza, Unii brzeskiej, Prymasa Wyszyńskiego czy Świętej Faustyny Kowalskiej.
Warto przypomnieć, że król Jagiełło szefem delegacji świeckiej towarzyszącej duchownym na Sobórze mianował nie kogo innego, tylko najsławniejszego człowieka ówczesnej Europy rycerza Zawiszę Czarnego z Garbowa. Bardzo się zresztą przydał. Na przykład wtedy, gdy ksiądz profesor Paweł z Włodkowic zwrócił się wprost do Papieża, że skoro sam Ojciec Święty przyznał, że dokument nadający Krzyżakom Ziemię Dobrzyńską jest fałszerstwem to niech Papież teraz wystawi dokument stwierdzający, że ziemia ta jest prawną własnością króla Polski. Papież Marcin zgodził się na to żądanie, a odpowiednia bulla została przygotowane jeszcze tego samego dnia. Polacy odebrali ją wieczorem na zamku, w którym mieszkał papież w czasie Soboru. Nie obeszło się jednak bez „drobnych” incydentów, w których główną rolę grali Niemcy. Gdy wieczorem polska delegacja w osobach księdza biskupa Trąby, księdza profesora Pawła z Włodkowic, dwóch innych kapłanów sekretarzy oraz dwóch rycerzy, w tym Zawiszy Czarnego, przybyła na zamek sekretarz Ojca Świętego – Niemiec z pochodzenia – odpowiedział przez małe zakratowane okienko w bramie, że bulla, owszem jest. Tylko, że nie może otworzyć bramy do zamku, bo zgubił klucze. Na to podeszli do owej bramy Zawisza i drugi polski rycerz, wyjęli wrota z zawiasów i postawili obok, a blademu jak ściana Niemcowi powiedzieli, że już może przynieść bullę, bo brama właśnie się otworzyła.
Gdy tak pomyślę, o polskich kapłanach z tamtych lat. Co za wiedza teologiczna, prawnicza, co za miłość Pana Boga, który jest sprawiedliwością i prawdą, co za miłość Ojczyzny. Gdy porównam ich z niektórymi obecnymi polskimi księżmi… Ech, jak mawiał Bohdan Zenobi Chmielnicki – nawet „szkoda howoryty”. Ogromna różnica. Skąd się tak wielkie grono zdrajców Polski i co gorzej Pana Jezusa wzięło? Podobnie sprawa wygląda z prawdziwą historią. Gdy porównamy ją z tym czego uczą nasze dzieci. Ogromna różnica – nieprawdaż?
Unicestwienie krzyżackich sił uderzeniowych, zablokowanie rozwoju i ekspansji, a także rozbicie ich państwa na dwie połowy nie połączone drogą lądową, militarne rozbicie tworzącej się antypolskiej koalicji, następnie „wyprostowanie” antypolskich oszustw propagandowych i pozbawienie Krzyżaków poparcia Europy. Tak wyglądała wielka polityka polska w XV wieku. Więcej o niej za tydzień. W tym momencie zapamiętajmy niemieckiego władcę Królestwa Węgier. Bez tego nie zrozumiemy, dlaczego po uzyskaniu pokoju z Krzyżakami polityka polska zaangażowała się w sprawę osadzenia na tronie w Budapeszcie króla Władysława III Warneńczyka. Choć śmierć młodego Króla pod Warną chwilowo unicestwiła dynastię Jagiellonów na tronie w Budzie, jednakże kolejny władca Madziarów, rodowity Węgier, był Polsce życzliwy. Paradoksalnie mimo krótkiego panowania i śmierci młodego Władysława III w bitwie pod Warną polityka polska osiągnęła swój cel. W Krakowie przestano czuć zimny sztych węgierskiej stali przystawiony do pleców Polski. Nareszcie powstały warunki do ostatecznej rozprawy z Krzyżakami. Ale o tym za tydzień.
Niemożliwym było aby Polska mogła w 1410 roku anektować państwo krzyżackie. Gdyby tak nawet formalnie zrobiła oznaczało to wypowiedzenie wojny cesarstwu niemieckiemu. Państwo krzyżackie było bowiem oficjalnym lennem cesarstwa. To trochę tak, jakby ktoś ogłosił aneksję Bawarii i oczekiwał, że Republika Federalna Niemiec nie upomni się o swój kraj związkowy. Dla osób tamtych czasów była to identyczna sytuacja prawna i rzeczywiście zgodnie z prawem feudalnym identyczna była.
Wspomnijmy jeszcze o jednym mistrzowskim triku propagandowym Króla Jagiełły. W bitwie pod Grunwaldem wzięto do niewoli około 200 „gości zakonu” – europejskich arystokratów. W tej liczbie był i zniemczony Piast, książę Oleśnicy, był i książę Szczecina, władca Pomorza Zachodniego. Otóż ci książęta, baronowie i hrabiowie (a nawet szkoccy i angielscy lordowie) nie stali na lewym skrzydle wojsk krzyżackich i nie pognali za Litwinami po własną śmierć. Oni byli obok wielkiego mistrza. Nie mieli jednak płaszczy zakonnych, a herby na ich tarczach pokazywały, kto to jest. Tych domyślnie z rozkazu króla Polski nie zabijano, tylko rozbrojono, ściągnięto z koni i śmiertelnie przestraszonych przyprowadzono przed Jagiełłę. Ten zaś oświadczył, że okazuje im chrześcijańskie miłosierdzie i bez okupu zwalnia wszystkich do domów. Właśnie dzięki nim do końca września po całej Europie rozeszły się wieści o wielkiej bitwie i o straszliwej klęsce. Byli to jedyni „goście” z zachodu (w tym ich służba), którzy powrócili do swoich krajów. Król Jagiełło nie mógł tu wykonać lepszego ruchu, by ogłupioną przez Krzyżaków Europę nieco przestraszyć i od pomysłów antypolskich krucjat bez większych nakładów propagandowych odwieść.
Co za elitę władzy wtedy mieliśmy. Wielkiego króla, doskonałą radę królewską, genialnych strategów, świętych, kochających Boga i Ojczyznę kapłanów. Jednak wtedy do polityki brano najlepszych. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja obecnie zarówno w kraju jak i u nas w Chicago.