W świecie katolickim wciąż trwa dyskusja na temat szokującego spektaklu, który odbył się 8 grudnia br. w Watykanie. Tego dnia fronton bazyliki św. Piotra w Rzymie stał się ekranem prezentacji multimedialnej (światło/obraz/dźwięk) poświęconej zmianom klimatycznym. Wpływowi watykaniści, tacy jak Sandro Magister czy Antonio Socci, uznali, że spektakl był jawną manifestacją duchowości New Age oraz pogaństwa.
O komentarz na ten temat poprosiliśmy człowieka, który przez wiele lat zajmował się okultyzmem, był członkiem sekty, ale nawrócił się na chrześcijaństwo i rozpoczął nowe życie. Leszek J. zgodził się na rozmowę pod warunkiem, że jego tożsamość pozostanie anonimowa.
Czym był spektakl multimedialny urządzony na frontonie bazyliki św. Piotra?
Nie mam wątpliwości, że to seans okultystyczny. Wskazują na to wszystkie elementy.
Na przykład jakie?
Weźmy samego autora spektaklu. Andrew Jones ps. Android przyznaje się do zażywania psychodelików i kontaktów z hinduskimi bóstwami, których obecność czuje, i które kierują jego rękoma podczas pracy. Co to znaczy? W świetle chrześcijańskiej nauki – a wystarczy przeczytać choćby listy św. Pawła – bożkowie to demony. Jeśli ktoś nawiązuje z nimi świadomy kontakt i jeszcze z nimi współpracuje, to znaczy, że przeszedł inicjację demoniczną. Sam więc przyznaje, że tworzy jako medium pewnych duchowych sił, które nim sterują. Oglądałem jego stronę internetową. Prezentuje tam obrazy inspirowane religiami wschodnimi i ukazujące różne bóstwa, zwłaszcza te przybierające kształt wężowatych smoków. Dużo tam także symboliki masońskiej, ezoterycznej czy wręcz satanistycznej… I pomyśleć, że ktoś taki zostaje dopuszczony do publicznego pokazu swego okultystycznego przesłania na jednym z najważniejszych kościołów katolickich świata.
Jakie było okultystyczne przesłanie tego spektaklu?
Na początku należy wyjaśnić, że słowo okultyzm pochodzi od łacińskiego „occultus”, co oznacza tajemny, schowany, ukryty. Cechą przekazu okultystycznego jest więc ukrycie jego sensu, który okazuje się czytelny jedynie dla wtajemniczonych. Symbolika ma różne poziomy znaczeniowe. Dla ludzi, którzy nie rozumieją pewnych znaków czy symboli, patrzą na wszystko powierzchownie oraz pojmują dosłownie, spektakl na bazylice to zwykła prezentacja ekologiczna, pełna przepięknych zwierząt i roślin. Oni nie wychodzą poza ten poziom. Ale dla tych, którzy znają język symboli, artysta – jak sam mówi, prowadzony przez bożki, a więc istoty duchowe – ma konkretny przekaz ezoteryczny.
Ale przecież na prezentacji oglądamy cuda przyrody, zwierzęta, rośliny, krajobrazy…
No nie, to nie tylko flora i fauna. Ona znajduje się na pierwszym poziomie odbioru. Są tam jednak także zakodowane czytelne komunikaty ezoteryczne w postaci masek bożków, szkieletonów czy humanoidów, które widać w zwolnionym tempie na zbliżeniach. Trudno jednak wymagać, by były one eksponowane długo i otwarcie w wielkim formacie. Są zbyt oczywiste. Dlatego oddziałują one na trzecim poziomie – bardziej na podświadomość.
A drugi poziom?
To niejawne znaczenie jawnych obrazów, choćby zwierząt. Na przykład dla jednych wąż to wąż, a dla drugich to symbol szatana. Dla jednych królik to królik, a dla drugich to symbol inicjacji.
A delfin? Taki piękny ssak. Widzieliśmy go w spektaklu.
Delfin to duch przewodnik, często obecny w symbolice ezoterycznej. Delfiny mają precyzyjny system echolokacji, porozumiewają się sonarami. Dzięki temu całe stado potrafi naraz wykonywać w skoordynowany sposób te same ruchy. To jakby odpowiednik telepatii w świecie ezoteryki. A zarazem ideał bycia przewodnikiem, który kieruje swoim uczniem w sposób pozawerbalny, wysyłając sygnały odbierane w przestrzeni duchowej.
Jaki jest jednak sens takiego przedstawienia?
Osobiście widzę trzy rodzaje przekazu. Pierwszy to dominacja symboliczna w przestrzeni fizycznej. Każda religia czy wierzenie dąży do oznaczenia konkretnego terytorium swoimi znakami, które dominują nad krajobrazem. Nieprzypadkowo nad chrześcijańskimi miejscowościami górują wieże kościołów z krzyżami, a nad muzułmańskimi wieże minaretów z półksiężycami. Tak samo jest z symboliką państwową. Taką samą rolę pełnią flagi na masztach czy na szczytach gór. To zakreślenie własnego terytorium, znak wzięcia go w posiadanie. Oczywiście wrogowie chrześcijaństwa nie są w stanie zatknąć na stałe swojego znaku na kopule bazyliki św. Piotra, ale mogą pokazać, że są już w stanie wejść na teren przeciwnika. Tak robią też niektóre ssaki, np. psy czy lwy. Obsikują swoje terytorium. Można więc powiedzieć, że bazylika św. Piotra została obsikana.
A drugi rodzaj przekazu?
To coś w rodzaju rzucania przekleństwa. Za symboliczną stroną kryje się pewna duchowa potencja, zwłaszcza jeśli jest uobecniona w formie rytuału. Tak samo jest choćby z błogosławieństwem – znak krzyża i wypowiedziane słowa to wcale nie pusty gest, to nośnik łaski Bożej. Rzucanie okultystycznych obrazów na świątynię to jakby rzucanie na nią klątwy. Czy ktoś da gwarancję, że artysta-medium, sam przyznający, że jest prowadzony przez bożki, a więc duchy nieczyste, nie traktuje swego występu właśnie jak rytuału?
Ja takiej gwarancji nie dam. A trzeci rodzaj przekazu?
Ponieważ relacja filmowa ze spektaklu jest dostępna w internecie, stała się sygnałem wysłanym w świat dla wszystkich ludzi wtajemniczonych w pewną symbolikę. To komunikat o bardzo czytelnej treści dla wszystkich antychrześcijańskich środowisk ezoterycznych na świecie.
Czy wie pan, jaka jest jego treść?
Z jednej strony jego znaczenie wynika z samej obecności takiej symboliki w jednym z najświętszych miejsc chrześcijaństwa. To pokazanie: proszę bardzo, jesteśmy już tutaj! A z drugiej na treść przesłania składa się cała sekwencja ezoterycznych symboli układająca się w spójną całość.
Jaka to całość?
Sama analiza ciągu poszczególnych znaków zajęłaby nam zbyt dużo czasu. Każdy spektakl ma jednak swoją narrację. W tym przypadku jej sens sprowadza się do prostego komunikatu: to sygnał, że walka duchowa wkracza w nowy etap. To wezwanie do ofensywy, której cel jest już widoczny na horyzoncie. To obietnica rychłego zwycięstwa nad chrześcijaństwem.
Czy możemy więc traktować to jako znak, że czeka nas nowy etap walki z chrześcijaństwem?
Tego nie wiem. Ja tylko odczytuję pewien przekaz ukryty przez artystę-medium i czytelny dla niektórych. Może on pozostać tylko na poziomie wysłania pewnego sygnału w przestrzeń i nie mieć już ciągu dalszego. Wielu było przecież w historii fałszywych proroków, wizjonerów czy podejrzanych mistyków, którzy chcieli porwać za sobą tłumy, ale pozostawali osamotnieni lub skupili wokół siebie jedynie małą grupkę wyznawców. Ewenementem obecnego spektaklu jest jednak fakt, że odbył się on na bazylice św. Piotra i został odebrany przez cały świat. Trzeba mieć naprawdę wielkie wpływy, aby do tego doprowadzić. Byle kto z ulicy tego nie zrobi. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie było. To absolutnie nowa jakość.
A co pana najbardziej uderzyło w tym spektaklu? Jaki konkretnie obraz?
Są dwa takie obrazy. Pierwszy to obraz białej gołębicy, bezradnie trzepoczącej skrzydłami i nie mogącej unieść się w górę. Dzieje się to przy akompaniamencie trzasków wyładowań elektrycznych. To znak Ducha Świętego, spętanego i bezradnego. To jakby pieczęć ludzi, którzy popełniają grzech przeciwko Duchowi Świętemu, a więc grzech, który nigdy nie może zostać wybaczony.
A drugi obraz?
Tego nie widać tak wprost. On jest czytelny dopiero na czwartym poziomie. To obraz czterech demonów krążących nad światem, a zwłaszcza nad Europą i szykujących się do ataku.
Czwarty poziom? O tym nie mówiliśmy.
To poziom duchowy. O tym najtrudniej mówić, bo jest najbardziej subtelny. Nic więcej nie mogę powiedzieć.
Wie pan, że niektórzy uznają naszą rozmowę za kompletną głupotę, a pana wynurzenia za objaw szaleństwa?
Oczywiście, zdaję sobie z tego sprawę i wcale mnie to nie dziwi. Św. Paweł w 1. Liście do Koryntian pisał, że człowiek zmysłowy nie pojmuje spraw duchowych, a ponieważ nie może ich zrozumieć, to wydają mu się one głupstwem. Natomiast człowiek duchowy rozsądza wszystko duchowo. Tak to już jest: jedni mają oczy, a nie widzą, mają uszy, a nie słyszą. Ja nie wymagam, aby wszyscy mi wierzyli. Kto ma zrozumieć, ten zrozumie.
źródło: wpolityce.pl